Joanna Tokarska-Bakir: To pierwsza książka, w której Sendlerowa to nie słodka męczennica, która nie wie, jak się nazywa, tylko lewicująca choleryczka niemogąca znieść głupoty i podłości i dlatego angażująca się w pomaganie Żydom.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak: Przez wiele lat Irena Sendler – niczym Dorian Gray – funkcjonowała w powszechnej świadomości jako osoba bez skazy. Anna Bikont nie niszczy tego wizerunku, domalowuje mu jedynie zwykłe ludzkie zmarszczki. Za sprawą jej ważnej książki rok 2018 ma szansę być Rokiem prawdziwej Sendlerowej.
Barbara Engelking: Wyjątkowa, mądra, ważna książka – napisana z ogromnym szacunkiem dla prawdy historycznej i z wielką wyrozumiałością dla ludzi.
Marian Turski: Napisano o Sendlerowej jeszcze wiele tekstów. Znam większość, a może nawet wszystkie. I mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością: tak poważnej, tak penetrującej wszystkie dostępne źródła – jak książka Anny Bikont – jeszcze nie było.
Magdalena Kicińska: Historia Ireny Sendlerowej to historia samotności ratujących i ratowanych. Bikont, opowiadając o dzieciach, które udało się uratować, mówi o tych, których nie uratowano. Z powodu lęku, nienawiści, obojętności.
Jerzy Jedlic: Anna Bikont opowiedziała kilkanaście skrupulatnie udokumentowanych historii osób, głównie kobiet, dla których od lata 1942 roku do końca okupacji nie było sprawy ważniejszej niż to, aby przed nieuchronną śmiercią ocalić choćby garstkę – kilkaset? kilka tysięcy? – dzieci z warszawskiego getta. W tym gronie Sprawiedliwych, co dzień narażających życie swoje i swoich bliskich, energią i talentem organizacyjnym wyróżniła się Irena Sendlerowa, i to z jej imieniem zrosła się nasza wiara w człowieka, w ludzką prawość i zdolność do poświęcenia.
Wszelako w tych opowieściach jest jeszcze drugi plan, zwykle bezimienny, ale nie mniej przez to wiarygodny. To relacje o ludziach, którzy robili wszystko, aby zniszczyć to dzieło poświęcenia i aby dzieci, ich polskich opiekunów i ich kryjówki zdradzić gestapowcom czy niemieckim żandarmom, wydać na śmierć za pieniądze, ze strachu albo z czystej, bezinteresownej nienawiści, a nawet dla zabawy. Oni to zasiali w nas i utrwalili pogardę dla człowieka, przekonanie o ludzkiej zdolności do czynów okrutnych i podłych.
Dariusz Libionka: Nie ma takiej osoby z tamtego okresu, która nie zetknęłyby się z donosicielami. Szmalcownictwo było niezwykle powszechne i nie był to margines. Bezkarność tych ludzi trwała długo, bo Polskie Państwo Podziemne zajęło się tym tematem dopiero w 1944 roku. Z książki Anny Bikont widać, jak trudno było ukrywać Żydów i pomagać im, jak duży wysiłek był potrzebny, by ukryć choć jedną osobę. Sama Irena Sendlerowa powiedziała, że „łatwiej było ukryć czołg pod dywanem niż jedno dziecko”.
Bartosz Bartosik: Anna Bikont rozprawia się w „Sendlerowej” z legendą o Sendlerowej. I wszyscy są wygranymi tego pojedynku. Upadek legendy odsłonił prawdziwą bohaterkę.
relacja i zdjęcia: Robert Kuciński (CKiS)
Na zaproszenie Stowarzyszenia Promocji Sztuki „Łyżka mleka” w niedzielne popołudnie w Centrum Kultury i Sztuki gościła Anna Bikont. Znana dziennikarka, reporterka i pisarka opowiadała o swojej najnowszej książce – „Sendlerowa. W ukryciu”.
O Irenie Sendlerowej powstało wiele artykułów i książek, nawet tych adresowanych do dzieci, a także film telewizyjny Johna Kenta Harrisona „Dzieci Ireny Sendlerowej”, którego bazę stanowiła książka Anny Mieszkowskiej. Kolejne publikacje w większej mierze rozbudowywały krążące mity niż przekazały prawdę. A prawda zupełnie wystarcza, aby Irenę Sendlerową podziwiać. Anna Bikont postanowiła wszystkie informacje zweryfikować i napisać książkę nie z pozycji kolan i bez ulegania polskiej racji stanu, która powiela wieść o uratowaniu przez Sendlerową dwóch i pół tysiąca żydowskich dzieci.
Książka „Sendlerowa. W ukryciu” to nie tylko katalog pełnych cierpień zdarzeń z czasów okupacji, ale także próba namalowania prawdziwego portretu bohaterki – „panienki z dobrego domu”, która przed wojną – kierowana autentyczną potrzebą serca – zatrudniła się jako pracownik pomocy społecznej i pomagała między innymi wykorzystywanym seksualnie kobietom. W czasie wojny – na zlecenie Żegoty – ratowała dzieci z getta, a w Polsce Ludowej wróciła do pracy w pomocy społecznej i dała się uwieść – do roku 1968 – programowi PZPR.
W opowieści o Irenie Sendlerowej przewija się wiele nazwisk znanych osób, takich jak Michał Głowiński – w czasie wojny kilkuletni chłopiec, a później jeden z najbardziej znanych historyków literatury polskiej. Prowadzące z Anną Bikont rozmowę Izabela Fietkiewicz-Paszek i Aneta Kolańczyk poruszyły również wątek kaliski, w którym przewijały się nazwiska Jadwigi i Wandy Koszuckich oraz Bogdana Wojdowskiego, późniejszego autora „Chleba rzuconego umarłym”.
Irena Sendlerowa za swą działalność w 1965 r. otrzymała medal Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, ale potem przez pół wieku nikt nie pamiętał o jej zasługach. Aż do roku 2001, w którym do Polski przyjechała grupa amerykańskich uczennic i napisała sztukę o Polce ratującej w czasie wojny żydowskie dzieci. Z dnia na dzień Sendlerowa stała się bohaterką mediów, ikoną polskiej szlachetności i bohaterstwa. Zdaniem Anny Bikont najistotniejszym przekłamaniem wokół historii Sendlerowej nie jest kwestia, ile dzieci uratowała, ani też jej działalność w PZPR tylko fakt, że z jej postawy podczas okupacji próbuje się uczynić normę polskiego zachowania w tamtych czasach. Tymczasem, jak pisze Bikont, Sendlerowa ukrywała Żydów nie tylko przed Niemcami, ale też przed polskimi szmalcownikami i sąsiadami i działała w morzu obojętności.