Beata Stanecka-Busz, O pogłębianiu zwątpienia aż do potrzeby wiary. Rzecz o Elegii Wandy Karczewskiej.
Wiersz „Elegia” otwiera wiele mówiąca dedykacja pamięci mojego brata Józefa. Jest to więc utwór o charakterze wspomnieniowym, który w najprostszym rozumieniu ocala pamięć o jednym z najbliższych Wandzie Karczewskiej ludzi. Jednak takie odczytanie nie jest jedynym. O wiele głębsze pokłady znaczeń odnajdziemy badając owo smutne rozpamiętywanie w znacznie szerszym kontekście – historiozoficznym, historycznoliterackim i metafizycznym.
Karczewska, której sumienie ciąży samooskarżaniem o przyczynienie się do śmierci brata pisze w Elegii:
Jak ślepiec wodzę wciąż palcami po zgłoskach
czytając miąższ ich treści, smakując krew ich żył:
spalony, brat mój spalony.
Z tych słów bije nie tylko bolesna świadomość straty najbliższej sercu osoby, emocjonalna empatia, która przeradza się w próbę niemal fizycznego zgłębienia tajemnicy braterskiej śmierci i cierpienia. Chęć poznania szczegółów tragedii uruchamia najczulsze włókna nerwów. Jednak ta na zawsze pozostanie tajemnicą. Na pewno najtrudniej objąć sercem i rozumem śmierć nieludzką, w piecu krematoryjnym.
Mrok, zło, noc, ludzkie popioły, śmierć – budują w Elegii apokaliptyczną wizję, która obsesyjnie powraca i nie daje spokoju, choć znowu napięto przestrzeń płótnami żagli na maszty. Okręt życia nadal żegluje po morzach nowej historii, a z masztu zdarto złowrogą swastykę.
W opozycji do bolesnej świadomości straty stają obrazy zapamiętane, wyryte w sercu i utrwalone w wersach poezji. Kilkukrotne powtórzenie i przywołanie w Elegii obrazu brata, zostaje pomnożone przez symboliczne utożsamienie jego losu z losem tysięcy sióstr i braci, którzy biegli bezskrzydłych stóp odbiciem naprzeciw swej młodości.
Zabieg ten buduje rodzaj rytego w pamięci podmiotu i następnych pokoleń – nagrobnego napisu, medalionu. Unieśmiertelnia nie tylko chłopca o włosach z wiatru i rękach z ciemnego słońca, o błyszczących oczach, którymi nawet w bruku zapalał radość istnienia, ale podobnych mu bezimiennych obrońców wolności.
Z opisu brata emanuje moc, harmonia i piękno młodego życia. Zastanawiają ręce z ciemnego słońca. Symbolika zdaje się wiązać z ciemną częścią ludzkiej istoty, którą już św. Augustyn uznał za skłonność do zła wszystkich wolnych stworzeń, tj. ludzi. Trzeba też pamiętać, że choć zło nie harmonizuje z perfekcyjnym porządkiem świata stworzonego przez Boga, to jednak jest koniecznym elementem w walce o ostateczne zwycięstwo Dobra Najwyższego. Zatem jak każda istota stworzona z materii, brat opisany w Elegii jest niedoskonały, grzeszny, podlega cierpieniu i sam cierpienie może zadawać. Wojna cechy te uzewnętrznia w stopniu najwyższym.
Nie sposób w tym miejscu nie skojarzyć postaci brata Karczewskiej z innym, również młodym chłopcem, żołnierzem tej samej wojny, rozmyślającym nad tragicznym losem swego pokolenia z głową na karabinie. Obu, tak jak i innym ziemia rosła tęga – nie pusta.
Wanda Karczewska w Elegii, podobnie jak Baczyński w Historii, czy Pokoleniu, podejmuje wątek spełniania się historii rozumianej jako unicestwianie wszelkiej harmonii i piękna.
Prawem czasów wojny jest bezwzględne zniszczenie człowieka, zniweczenie heroizmu i wszelkich systemów wartościowań moralnych. W pochodzie dziejów wojna to nieustanne grobowe współistnienie epok i pokoleń.
Potwierdzeniem – analogia do przywołanych przez Karczewską w Elegii dziejów upadku Aten i utraty niepodległości po klęskach wojen peloponeskich w 322 r p.n.e oraz Jerozolimy zdobytej przez rzymskie wojska pod wodzą Tytusa w 70 lat po śmierci Chrystusa. I tam przed wiekami młodzi obrońcy wolności przelewali krew, a dziś los mych braci na waszych murach ożywa(…)
Jednak o ile w wierszach Baczyńskiego przeszłość i teraźniejszość jest nakładaniem na siebie kolejnych popielejących ludzkich pokładów, które pokrywa piach, o tyle w Elegii Karczewskiej ofiara ta jest konieczną, jak ofiara Chrystusa. Stąd obecność biblijnego symbolu kielicha goryczy, który Chrystus chciał w Ogrójcu oddalić, jeśli taka byłaby wola Boga Ojca.
Rezultatem niewinnej ofiary ma być teodycea – powstanie z mroków następnych pokoleń wyzwolonych dzięki przelaniu krwi zabitych braci i sióstr.
Uroczysta apostrofa do matek i sióstr otwierająca przedostatnią strofę przełamuje nastrój rozpaczy, której otchłań wydaje się nie mieć dna, jak wydają się nie mieć końca kolejne pożogi wojen trawiące ludzki świat. A jednak to zło jest niezbędne, ma sens! Staje się drogą ku przywróceniu Boskiego ładu. Cierpienie stanowiące konsekwencję ludzkiego grzechu, jest także podstawą do moralnego doskonalenia się, a zło pobudza ewolucję ludzkości.
Takie postrzeganie roli zła niesie także pociechę zbolałemu sercu ocalonej z wojny Karczewskiej, stanowi próbę przywrócenia równowagi sumienia.
Podmiot wiersza nie wątpi w owo przywrócenie Boskiej sprawiedliwości, pyta jednak w sposób typowy dla człowieka o nie-Boskim rozumie – kiedy? Kiedy nadejdzie czas całkowitego przeobrażenia ludzkości, kiedy dłoni, nóg, włosów i oczu nie będzie palił już żaden ogień / prócz słońca gwiazd i księżyca / prócz żaru dziewczęcych spojrzeń? Czy chaos wojen, nicość i unicestwienie w końcu zostaną pokonane?
W całej Elegii poczesne miejsce zajmują rozważania dotyczące problemów egzystencjalnych: przemijania i śmierci. Świat pokazany jest w ciągłym ruchu: czas płynie nieporuszony potwornością wojen, koło historii wciąż się obraca, a ludzkość wyznacza nowe cele i płynie na Krzyż Południa, na Orion. Ruch oznacza życie, ruch myśli – potwierdza istnienie. Tylko po co? Jaki sens ma istnienie świata pogrążającego się co chwila w kolejnych wojnach – katastrofach?
Sceptyczne – kiedy? – nie oznacza, że zwycięstwo Dobra nad Złem jest całkiem niemożliwe, lecz wymagałoby od ludzkości wkroczenia na drogę powrotu do doskonałości, walki z ułomnościami. W romantycznej historiozofii cykliczne wojny, rewolucje, przewroty, wielki odwieczny przelew krwi i stosy ofiar, miały w rezultacie spowodować wstrząs moralny i zyskać moc oczyszczającą z grzechu. Być może opętani przez szatańską pychę ludzie w końcu dostrzegą, że działają na własną zgubę…
Podmiot w zakończeniu wiersza z franciszkańską wiarą naiwną i prostotą konkluduje, że nadejdzie taki czas, gdy pożogi wojen zostaną zastąpione przez jasność, która nas czyni braćmi całego świata.
Jesteśmy braćmi – mówi podmiot, braćmi i siostrami w ludzkiej rodzinie, bo innej nie mamy, braćmi i siostrami w Chrystusie. Jeśli wnosimy chaos do historii, musimy liczyć się z katastrofą. Apokaliptyczne proroctwo spełnia się nieustannie, a rozciągnięcie tej wizji na całość dziejów wiąże się z postrzeganiem wojennych katastrof jako koniecznych. Być może, jak w zakończeniu Nie – Boskiej komedii Krasińskiego, po wielkim przelewie krwi powróci na arenę dziejów Zbawca, porażający jasnością prawdy Syn – Odnowiciel, żywe wcielenie Słowa i Światła. Jego powrót stanowić ma początek radykalnej odnowy ludzkości i bezpośrednie rządy Boga nad światem.
Elegia Karczewskiej to niewątpliwie wiersz, który można określić jako poezję, która nie ocali świata, ale jak pisze Zygmunt Flis w wierszu poezja niemożliwa (tomik Chodzenie Po Linie, 1978):
umie jedynie pogłębiać zwątpienie
aż do potrzeby wiary
(…)
Beata Stanecka-Busz
tekst ukazał się na łamach kwartalnika sZAFa w ramach prezentacji „Wanda Karczewska”, grudzień 2011
Beata Stanecka-Busz
Urodzona żyrardowianka. Humanistka, absolwentka polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego oraz podyplomowych studiów Etyka i Filozofia w Szkole (UŁ), nauczycielka języka polskiego i etyki w Zespole Szkół Nr 2 w Żyrardowie. Od 2004 r. amatorsko para się poezją, pisuje recenzje książek zamieszczane głównie na forum www.fatamorgana.netstrefa.pl, które prowadzi wraz z mężem Mariuszem. Publikuje także na forum www.ogrodciszy.pl oraz www.miastoslow.pl. Współorganizatorka ogólnopolskiej akcji „Jesienny liść poetycki” (2006 r.), której uczestnicy – poeci pochodzący z różnych stron Polski, „uwolnili” na jeden dzień swe wiersze i udostępnili je szerokim rzeszom odbiorców, rozwieszając m.in. na słupach ogłoszeniowych, w witrynach sklepów miast i miejscowości. Uczestniczyła w I i II edycji Kędzierzyńsko-Kozielskich Linii Poetyckich. Wybory wierszy publikowała w Antologiach forum Ogród Ciszy: „Ogrodowe portrety” (Lublin 2010) oraz „Ogrodowe fantazje” (Lublin 2011). W 2009 r. debiutowała przed żyrardowską publicznością prezentując wybrane wiersze podczas wieczorku poetyckiego w Cafe Filiżanka, a następnie w pubie Ładownia w kwietniu 2010 r. Od lutego 2011 r. jest wolontariuszką, koordynatorem regionalnym Klubu z Kawą nad Książką i liderem Działu Recenzji w programie realizowanym pod patronatem Fundacji Miasto Słów www.miastoslow.pl
ELEGIA
(z tomu „Powrót do Klińca”, Towarzystwo Miłośników Kalisza, 1988)
pamięci mego brata Józefa
Ten chłopiec miał włosy z wiatru i ręce z ciemnego słońca,
błyszczące oczy, którymi nawet w bruku zapalał radość istnienia.
Ten chłopiec miał uśmiech, który mu bielą zza warg wystrzelał
jak jędrne kwiaty wiosennych kasztanów.
Rękami z ciemnego słońca zaprzęgał przestrzeń w żagle,
stopami, którym jedynie skrzydeł bogów zabrakło
biegł na spotkanie życia,
a kiedy zdarto przestrzeń razem z żaglami z masztów
on podniósł ręce przeciw złowrogiej swastyce
i biegł przez noc niewoli zwołując dłoni płomienie
na święto ognia wolności.
Nie ma mojego brata o rękach z ciemnego słońca,
ni oczu jego tych, które nawet w bruku budziły radość istnienia,
ani stóp jego nie obdarzonych tylko skrzydłami bogów,
ani uśmiechu, który mu bielą zza warg chłopięcych wystrzelał.
Dziś znowu napięto przestrzeń płótnami żagli na maszty,
ale bez niego płyną okręty na Krzyż Południa, na Orion,
zostały po nim słowa lecz jak zrozumieć je, pojąć
„spalony w krematorium”?
Jak ślepiec wodzę wciąż palcami po zgłoskach
czytając miąższ ich treści, smakując krew ich żył:
spalony, brat mój spalony. Spalone włosy z wiatru
w piece jak drewna rzucone ręce ze słońca
wyżarte ogniem oczy te, które nawet w bruku
budziły radość istnienia.
Zwęglone nogi, popiół. Nie ma, nic nie ma – – –
Spalony brat mój. Zabito braci mych, sióstr tysiące
tych, którzy biegli bezskrzydłych stóp odbiciem
naprzeciw swej młodości,
a do ścian krwią zbryzganych dobiegli
i padli twarzą na ziemi, by z ziemi więcej nie powstać.
O Ateny, Ateny, o Jeruzalem – miasta nieszczęśliwe!
Dziś los mych braci na waszych murach odżywa,
aby nam z mroku powstałym odjęto kielich goryczy,
którym wrogowie pokoju napoić chcą wargi świata.
O, córki i matki Aten i Jerozolimy, ufajmy!
Z tej krwi wyrosną łąki zielone pełne pachnących kwiatów,
by po nich biegać mogli chłopcy o rękach z ciemnego słońca
i włosach z ciepłego wiatru.
Ich dłoni, ich nóg, włosów i oczu
nie będzie kiedyś – kiedy? – palił już żaden ogień
prócz słońca gwiazd i księżyca,
prócz żaru dziewczęcych spojrzeń
i tej jasności, która nas czyni braćmi całego świata
1949