Maria Dąbrowska

List Dąbrowskiej nie czytać. Anna Tabaka i Maciej Błachowicz

W styczniu 1960 r. Maria Dąbrowska przyjechała do Kalisza na jubileusz 1800-lecia miasta. Widziała więcej niż inni. Sześć miesięcy później miała wziąć udział w Zlocie Wychowanków Szkół Kaliskich wpisany w program obchodów. Nie przyjechała. Nadała list, który pominięto w czasie oficjalnej gali. Wymowny symbol epoki

Kontakty Marii Dąbrowskiej z jej rodzinnym Kaliszem układały się różnie. Władzy zależało na jak najlepszych stosunkach z uznaną pisarką, autorka, zawieszona między wspomnieniami a rzeczywistością, starała się dyplomatycznie wybrnąć z sytuacji. Swoje najżywsze spostrzeżenia notowała. Na oficjalne zaproszenia przyjeżdżała, a jeżeli zdrowie nie pozwalało wybierać się w podróż, przynajmniej dziękowała pisemnie. Tak się stało w przypadku Zlotu Wychowanków Szkół Kaliskich zwołanego na lipiec 1960 r. Wcześniej odbyła się inauguracja osiemnastu wieków grodu.

W jarzeniowym świetle…

Władze do przygotowań podeszły ambicjonalnie. Jubileusz, który udało się „wmontować” w uroczyste obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego, miał wynieść Kalisz pośród innych jako „miasto w Polsce najstarsze”. I choć dzisiaj, bywa, slogan jest powtarzany z przekąsem, nikt nie zaprzeczy, że hasło okazało się nośne, bo trwałe. Świetnie pasowało do czasów, w których udowadniano rzeczy nieprawdopodobne, a oczywiste przerabiano na nieprawdopodobne. Autorytet i osiągnięcia świetnego archeologa Krzysztofa Dąbrowskiego kaliskie aspiracje kazały jednak traktować poważnie, a świeże wówczas odkrycia na Zawodziu prowadzone pod kierunkiem badacza pozwoliły wpisać gród w program badań nad początkami państwa polskiego. Kanoniczna dla badaczy przeszłości praca „Osiemnaście wieków Kalisza”, powstała pod redakcją prof. Aleksandra Gieysztora i Krzysztofa Dąbrowskiego, jest pokłosiem tamtych starań. W konsekwencji po raz pierwszy od czasów powojennych miasto ożyło, jakoś tam wyładniało, rozświetliło się, co nie zmienia faktu, że opowieść toczy się w latach 60., kiedy świeży bochenek chleba należał do towarów „deficytowych”. Obchody były silnie upolitycznionym przedsięwzięciem. Dwa tygodnie przed planowaną inauguracją gazeta donosiła: „Delegacja [kaliska] pojechała do Warszawy do premiera Cyrankiewicza, patronującemu uroczystościom Jubileuszu XVIII Wieków Kalisza. (…) Towarzysz Cyrankiewicz wysłuchał informacji przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej o przygotowaniach jubileuszowych, w której przedstawił m.in. sprawy o porządkowaniu miasta, instalowaniu światła jarzeniowego, tynkowaniu budynków śródmieścia, naprawie nawierzchni ulic, inwestycjach sportowych, przemysłowych, szkolnych i kulturalnych (…)”. Myśl okazała się przewrotna. Inaugurację zaplanowano na 23 stycznia, dzień przejęcia Kalisza przez Sowietów. Na wieczór zapowiedziano capstrzyk z pochodniami, w niebo poszybowały kolorowe rakiety. W zakładach pracy i szkołach zorganizowano wieczornice i zabawy połączone ze spotkaniami z przedstawicielami Armii Czerwonej, wojska i działaczami rewolucyjnym.

…i w kwieciu

Maria Dąbrowska zaproszenie na jubileusz przyjęła bez wątpliwości. Podanej daty nie powiązała politycznie. Podczas inauguracji wraz z grafikiem Tadeuszem Kulisiewiczem miała otrzymać tytuł Honorowego Obywatela Miasta Kalisza. Do zaproszenia dodano auto, które w piątkowy ranek 22 stycznia podjechało pod warszawski dom pisarki. W drodze do miasta nad Prosną autorce „Nocy i dni” towarzyszyła kaliska polonistka Halina Sutarzewicz, jak zapamięta Dąbrowska, „na pierwszy rzut oka sympatyczna, ładna, ładnie ubrana, siwawa, lecz o młodej sylwetce i twarzy pani”. Literatka jechała, aby świętować urodziny miasta, z którego jeszcze przed I wojną światową wyruszyła na studia do europejskich uczelni, dla którego jako dwudziestokilkuletnia kobieta zaledwie pisała obszerne relacje z Belgii. Jechała do miasta w jej oczach świetnego, najpiękniejszego na świecie „o najpiękniejszym parku, najpiękniejszej rzece, najpiękniejszych ulicach, mostach, najpiękniejszych nocach i dniach”.

Uroczystości rozpoczynały się następnego dnia w południe w Teatrze im. W. Bogusławskiego sesją rad narodowych miejskiej i powiatowej. Gości posadzono sztywno za długim stołem, dla parady obficie ozdobionym wiązankami kwiatów. Obradom przewodniczył wicepremier Piotr Jaroszewicz. Dopiero wtedy honorowi goście mieli się dowiedzieć, w czym biorą udział. „Sesja miejskiej i powiatowej rad narodowych w teatrze pozbawiona była absolutnie wszelkiej sztampy i oficjalności (…)” – relacjonowała prasa. „Cała sesja miała charakter wybitnie propagandowy i upolityczniony. Przemówienia były nie tylko monstrualnie długie i złe, ale wszystkie nieodmiennie kończyły się awanturami z neohitleryzmem w Niemczech Zachodnich (…)” – zanotuje w „Dziennikach” pisarka. „Panował wprawdzie w sali nastrój uroczysty, ale równocześnie jakiś bardzo swobodny „domowy” – rozwijał fantazje dziennikarz. Dąbrowska polityczną hucpę puentowała: „Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, ale „źle” i „nie u siebie” czuję się w tym wszystkim. Bardzo „źle. Fatalnie”. Jak w takiej sytuacji przyjąć tytuł? Jak się zachować? Halina Sutarzewicz zapamiętała, że Dąbrowska była oschła, a dyplom przyjęła z komentarzem „podobnych mam już sporo”.

Trzeba było jeszcze przecisnąć się przez tłum przed teatrem i przetrwać… bankiet w ratuszu. Na stołach zgrzebność, w kieliszkach wódka, na ustach toasty za „drużbę polsko-sowiecką”. W oczach Dąbrowskiej sytuację ratował jedynie prof. Gieysztor, który zaproponował przechylić kieliszki: „Za sprawcę tego, że się teraz tak musimy męczyć, za Klaudiusza Ptolemeusza”…

Tak ugoszczona pisarka następnego dnia opuściła Kalisz.

„Jeśli znajdą się wśród Was…”

Na lipcowy Zlot Wychowanków Szkół Kaliskich chciała przyjechać, miała ochotę na spotkanie po latach z koleżankami z przedwojennej pensji Heleny Semadeniowej, na spojrzenia w przeszłość kraju. W planach przeszkodziła długa choroba. Emocje rozbudzone przez myśl o wyjeździe, z pewnością także wspomnienia z ostatniego pobytu nad Prosną nie dawały spokoju. Dąbrowska zamknęła je w liście skierowanym do Komitetu Organizacyjnego Zlotu Byłych Wychowanków Szkół Kaliskich: „(…) Jeśli znajdą się wśród Was osoby, które ze mną albo w tym samym czasie, uczyły się w szkole nieodżałowanej pani Heleny Semadeniowej, przesyłam im serdeczne koleżeńskie uściski. Jeśli zabraknie w Zjeździe tych spośród kolegów i koleżanek, którzy zmarli przedwcześnie jak moi bracia, uczniowie kaliskiej Szkoły Handlowej, Stanisław i Bogumił Szumscy, jeśli zabraknie tych, co zginęli walcząc o niepodległość Polski, jak syn tejże Heleny Semadeniowej, Tadeusz Semadeni i moja siostra Jadwiga Szumska, polegli w czasie powstania warszawskiego, jeśli zabraknie wreszcie tych, co z racji swojego pochodzenia padli ofiarą hitlerowskiego antysemityzmu wszystkim im pamięć i cześć (…)”.

List został odczytany przez przewodniczącą sekcji szkół żeńskich zjazdu Anielę Wende do grona kobiet. Podczas gali w teatrze „ze względu na to, że podobnych (sic!) listów i depesz, i to nieraz od osób bardzo ważnych (sic!) było dużo, trzeba było z tego zamiaru zrezygnować i żadnej wypowiedzi nie odczytano” – tłumaczyła po latach Sutarzewicz. Dla Dąbrowskiej, która chciała mówić do wszystkich (liczyła na to, że jej przesłanie zostanie wydrukowane w lokalnej prasie), był to akt jednoznaczny z odebraniem jej głosu. Co by się stało, gdyby pisarka dojechała na zjazd i wkroczyła na scenę Teatru im. W. Bogusławskiego?

Cytaty z „Dzienników” Marii Dąbrowskiej za wydaniem z 1996 r. w wyborze Tadeusza Drewnowskiego. Cytaty gazetowe: „Ziemia Kaliska” z 1957, 1960 r. i „Południowa Wielkopolska” z 1983 r.

FOTO:

1. Uroczysta sesja rad miejskiej i powiatowej, Teatr im. W. Bogusławskiego, 23 stycznia 1960 r.: „O wpół do dwunastej zawieźli nas do teatru na ową uroczystą sesję Rad Narodowych Miejskiej i Powiatowej. Okazało się, o czym mnie w żadnym zaproszeniu nie zawiadomiono, że to nie tylko inauguracja 1800-lecia Kalisza, ale i „rocznica wyzwolenia Maria Dąbrowska „Dzienniki”. Fotografie archiwalne (3 x) ze zb. Centrum Rysunku i Grafiki im. T. Kulisiewicza w Kaliszu.

2. Bankiet 23 stycznia 1960 r., kaliski ratusz: „Siedziałam przy Kulisiewiczu. Jedzenie było dobre. Z drugiej strony siedział Jaroszewicz. Nie opodal mnie siedzieli górnicy… spod konina, z nowych kopalń węgla czy rudy żelaznej, albo jednego i drugiego. Toasty również upolitycznione, a nawet, oho, ho ze wstawaniem na toast za „drużbę” polsko-sowiecką, za „uspiechy” etc. etc.” – Maria Dąbrowska „Dzienniki”.

3. „Po wręczeniu dyplomów i „uściskaniu się” z Kulisiewiczem wychrypiałam kilka słów podziękowania i usprawiedliwienia się wciąż dręcząca mnie chrypką, że nie mówię więcej” – Maria Dąbrowska „Dzienniki”.

4. Inspiracją do napisania tekstu stały się wystawa pt. „Spotkania Marii Dąbrowskiej i Haliny Sutarzewicz kaliskich dam literatury” przygotowana w Bibliotece Głównej Miejskiej Biblioteki Publicznej im. A. Asnyka ze zbiorów książnicy, Stowarzyszenia im. Haliny Sutarzewicz, Archiwum Państwowego w Kaliszu oraz Dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie i osób prywatnych. Autorzy składają serdeczne podziękowania Andrzejowi Zmyślonemu, którego refleksje snute przy gablotach wystawy okazały się nieocenioną pomocą oraz starszemu kustoszowi MBP Małgorzacie Kowalewskiej, drugiemu „dobremu duchowi” bibliotecznego przedsięwzięcia. Ekspozycję w pałacyku przy Legionów można oglądać do początków grudnia.

Tekst ukazał się w książce Nowy Kaliszanin, wyd. Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu, Kalisz 2010

 

Maria Dąbrowska – Aneta Kolańczyk (audio)

Audycja z autorskiego cyklu Anety Kolańczyk pt. „Nasze kulturowe dziedzictwo” emitowanego od III 2003 do I 2005 przez Katolickie Radio Diecezji Kaliskiej „Rodzina”. Czyt. Aneta Kolańczyk i Janusz Wysogląd. link do audycji na stronie asnykowskiej fonoteki

 

Maria Dąbrowska – Aneta Kolańczyk

Mała ojczyzna to miejsce rodzime. Dom rodzinny, sąsiedzi, okolica, którą przemierza się na własnych nogach. Bliska, oswojona, własna. Bezpieczna.

Małą ojczyzną Dąbrowskiej jest bez wątpienia Russów – miejsce urodzenia. Kalisz to miejsce, w którym się doznaje, doświadcza, przeżywa samodzielnie, ale jeszcze świeżo i intensywnie. Na tyle mocno, że chce się całe życie nazywać to miasto najpiękniejszym snem dzieciństwa.

Noce i dnie kończą się wybuchem I wojny i ucieczką Barbary Niechcic z płonącego miasta. Tragiczny sierpień 1914 roku na zawsze podzielił historię miasta na WTEDY i na POTEM. Wtedy barwne, światowe, potem szare i zaściankowe. Przełom XIX i XX wieku to bodaj najlepsze czasy dla Kalisza. Najlepsze za sprawą namiestnika carskiego Michała Piotrowicza Daragana.

Długo zastanawiałam się jakiego klucza użyć, jak opowiedzieć o najlepszej ojczyźnie Marii Dąbrowskiej nie opowiadając kolejny raz tego, co zostało powiedziane wielokrotnie. Chcę opowiedzieć o Kaliszu znanym z Nocy i dni. Nie wyczerpię tematu. Nie zdołam.

Zacznę od Stowarzyszeń i instytucji finansowych.

Najstarszą instytucją było Towarzystwo Dobroczynności, które zawiązało się już w 1825 roku, lecz w 1844 swą działalność zakończyło. Brak tego typu placówki spowodował zastraszający wprost wzrost żebractwa. Na ulice miasta wychodziły całe rodziny, dzieci, kaleki, starcy. Aby położyć temu kres 4 grudnia 1872 roku została zwołana wielka sesja obywatelska, na której zatwierdzono konieczność ponownego stworzenia dobroczynnej instytucji, zawiązało się wówczas nieformalne Towarzystwo Dobroczynności. Oficjalnie swą działalność rozpoczęło jednak dopiero w 1880 roku. Prezesem został Daniel Zawadzki. Działalność towarzystwa miała na celu opiekę nad biedotą miejską i udzielanie tejże pomocy materialnej.

Z inicjatywy Towarzystwa Dobroczynności powstała tania kuchnia, kasa pożyczkowa, sale zajęć dla dzieci.

W 1899 roku Towarzystwo Dobroczynności oddało do użytku własny budynek mieszczący się na Stawiszyńskim Przedmieściu. Znajdowała się w nim szkoła rzemiosł i przytułek dla starców. Aktywnymi działaczkami Towarzystwa Dobroczynności były Marianna Gałczyńska i Emilia Bohowiczowa. W Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej możemy przeczytać następujący fragment:

(…) obie panie miały u stóp swych całe miasto, nie tylko jako godne hołdów a przy tym nieskazitelne kobiety, ale jako działaczki. One to powołały na powrót do życia obumarłe Towarzystwo Dobroczynności, one założyły trzy żłobki i przytułek dla starców, za ich przyczyną miało wkrótce powstać w mieście Towarzystwo Muzyczne, im zawdzięczała początek czytelnia publiczna, ich pomysłem były wszelkie kwesty i wenty dla ubogich. Panie te dwoiły się i troiły, przewodniczyły i uczestniczyły, wzniecały w ludziach potrzebne do działania ambicje, pobudzały ciężkich do honorowej pracy panów, których potem wysuwały na prezesów, same pozostając tak zwaną duszą i sprężyną każdego przedsięwzięcia (…) [1]

Towarzystwo Dobroczynności oprócz akcji filantropijnych zajmowało się również pracą społeczno propagandową. W 1905 roku działacz polityczny poszukiwany przez władze rosyjskie – Wacław Sieroszewski zostaje potajemnie przewieziony poza granicę zaboru przez Mariannę Gałczyńską[2].

Mówiąc o kaliskich stowarzyszeniach nie można nie wspomnieć o Towarzystwie Muzycznym, powstałym w 1868 roku z inicjatywy Bergholtza ,i także wzmiankowanym w Nocach i dniach Towarzystwie Cyklistów. Oficjalnie powstało ono w 1892 roku, choć zamiłowanie do „sportu cyklowego istniało w Kaliszu od dawna. Działalność swoją Kaliskie Towarzystwo Cyklistów rozpoczęło od urządzenia w pobliskim Noskowie ( dziś wieś ta znajduje się w obrębie miasta) toru wyścigowego. Zbyt duża odległość zmusiła jednak członków towarzystwa do urządzenia własnego lokalu w mieście. Idealnym miejscem była posesja pana Koryckiego mieszcząca się przy Alei Józefiny. Prace w urządzaniu nowej siedziby i dwustu metrowego toru zakończyły się w przeciągu roku ( 1894). Szczególnie ważny dla nas jest fakt, że w pracach tych czynnie uczestniczył Władysław Leszczyński – pierwowzór Lucjana Kociełła z Nocy i Dni. 27 stycznia 1895 roku odbyło się w nowym lokalu pierwsze walne zebranie członków towarzystwa, a 16 lutego tego roku nastąpiło uroczyste otwarcie połączone z zabawą taneczną.

Bale urządzane w Towarzystwie Cyklistów cieszyły się wśród kaliszan ogromnym uznaniem. Uczęszczała na nie cała śmietanka towarzyska ówczesnego miasta. Na bal do cyklistów została zaproszona, przebywająca wówczas u Szumskich w Russowie kuzynka Marii Dąbrowskiej – Maria Szumska ( córka Franciszka i Florentyny Szumskich, matka znanej polskiej aktorki przedwojennego kina Elżbiety Barszczewskiej) – pierwowzór Anki Niechcicówny.

Instytucji finansowych działających w Kaliszu na przełomie XIX i XX wieku było kilka. Dla nas szczególnie ważne są dwie: Towarzystwo Kredytowe Ziemskie i Kaliskie Towarzystwo Rolnicze, zwane także syndykatem. Towarzystwo kredytowe ziemskie zostało założone 1 czerwca 1825 roku z inicjatywy ówczesnego ministra skarbu Druckiego-Lubeckiego. Kaliskie Towarzystwo Rolnicze natomiast rozpoczęło działalność w 1900 roku i skupiło niemal całe ziemiaństwo guberni kaliskiej. Kaliski syndykat zaraz w pierwszym roku działalności otworzył sklep rolniczy przy ulicy Warszawskiej, w którym ziemianie nie tylko mogli kupować potrzebne przedmioty i narzędzia, ale również sprzedawać swoje produkty rolne. Kaliskie Towarzystwo Rolnicze posiadało wyłączność na sprzedaż na terenie guberni maszyn rolniczych ze słynnej amerykańskiej fabryki Mac Cormika. Żniwiarkę z tejże fabryki nabył w syndykacie Józef Szumski. W opowiadaniu Marii Dąbrowskiej Dzikie ziele czytamy następujący fragment Grabie żniwiarek cięły żółtymi zębami modre niebiosa. Naręcza pszenicy ślizgały się przez niebieską platformę, a suchy terkot sunął brzegiem szeleszczącego zboża. Wielki napis Mac Cormik skakał czarnymi literami po ścierniu, na którym odgniatały się wzorzyste ślady żelaznych kół żniwiarki.[3]

Sklepy

Położenie Kalisza, leżącego na granicy dwóch zaborczych mocarstw sprzyjało rozwojowi handlu. Przybywało tu wielu kupców, którzy bardzo często osiadali w grodzie nad Prosną na stałe, otwierali własne sklepy, starając się pozyskać do nich jak najbardziej wyszukany asortyment. Co można było kupić w tym najdalej na zachód wysuniętym mieście Carskiego Imperium najlepiej świadczą zamieszczone w prasie reklamy.

Przegląd kaliskich sklepów zaczniemy od wspomnianego przez Marię Dąbrowską w Nocach i dniach sklepu kolonialnego Gustawa Tschinkla

Obejrzawszy norymberszczyznę pani Barbara i Agnisia stawały kolejno przy obu szybach Czynkla. W jednej z nich terakotowy krasnolud wysypywał z rogu obfitości całą rzekę bakalii, w drugiej Chińczyk w kimonie stał śród napitków i dźwigał kosze herbaty pachnącej aż na ulice swym własnym aromatem oraz wonią cynowego opakowania. W sklepie widać było przez szeroko rozwarte drzwi blok tłustej kłaczastej chałwy, kosze winogron i stosy brązowozłotej wędzonej ryby.

– Jak ja byłam młoda – rzekła pani Barbara – to nawet w Warszawie takich sklepów nie było(…)[4]

Popularna czynklówka mieściła się na rogu kaliskiego rynku i dochodzącej do niego ulicy Warszawskiej i nosiła oficjalną nazwę Skład Win, Delikatesów i Towarów Kolonialnych.

Można tu było kupić wszystko, właściciel dbał by jego sklep zawierał najlepszy towar, umiejąc jednocześnie właściwie go zareklamować. W Gazecie Kaliskiej pojawiały się często różnorodne i bogate oferty sklepu. Tszhinkel polecał np. świeże śledzie pocztowe tegorocznego połowu, kawior astrachański, świeżo paloną kawę w pięciu gatunkach, homary i skumbrie, kakao owsiane Wedla nagrodzone wielkim, złotym medalem na wystawie przyrodniczo – lekarskiej w Krakowie w 1900 roku, zalecane przez lekarzy jako wielce pożywny a łatwostrawny napój, zwłaszcza dla dzieci i rekonwalescentów.

Nieopodal sklepu Tschinkla przy ulicy Warszawskiej mieścił się także wspomniany przez Marię Dąbrowską sklep Bonbons de Varsovie, a pod numerem15/ 18 w rynku Bazar szkolny Marianny Gałczyńskiej. W Nocach i dniach mamy dość wierny opis tego, prowadzonego z dużym rozmachem „ magazynu różności”.

BAZAR UNIWERSALNY.

MATERIAŁY PIŚMIENNE, PODRĘCZNIKI SZKOLNE,

ORYGINALNE GRAMOFONY, PATEFONY,

PŁYTY ZONOFONOWE,

ZABAWKI, OZDOBY NA CHOINKĘ,

WYROBY FRAŻETOWSKIE I GALANTERIA[5].

Marianna Gałczyńska była kobietą przedsiębiorczą, mającą niewątpliwy talent handlowy. Stosowała metody oddziaływania na klienta, które dziś określilibyśmy mianem promocji czy też okazyjnej wyprzedaży. Do tego wszystkiego odnosiła się do kupujących z dużą serdecznością, a sam sklep miał przyjazną atmosferę swojskości. Wybór towarów w Bazarze Szkolnym był ogromny: od wszelkich przyborów szkolnych, podręczników, książek poprzez gry, widokówki, papierosy, obrazy do wyrobów szklanych, porcelanowych, platerowanych i niklowanych, a nawet mebli bambusowych, na sprzedaż, których ów sklep posiadał wyłączność.

Otwarta na nowości Marianna była również tą, która zapoczątkowała sprzedaż w Kaliszu gramofonów oraz jako jedyna reprezentowała w mieście fabrykę kilimów zakopiańskich, wykonanych według wzorów S. I. Witkiewicza.

Kawiarnie, restauracje

W dziedzinie gastronomii Kalisz mógł się poszczycić eleganckimi lokalami utrzymanymi na najwyższym poziomie, zarówno pod względem jakości podawanych potraw jak i różnorodności menu.

W Nocach i dniach występują trzy najbardziej znane w ówczesnym Kaliszu lokale. W Domowych progach, które były pierwszą wersją Nocy i dni Maria Dąbrowska tak oto opisuje dom, w którym mieszkali Marianna i Bronisław Gałczyńscy.

„Minęli bramę, nad którą wisiał oświetlony już gazowym palnikiem szyld z napisem: Teatr letni w ogródku. Restauracja pierwszego rzędu A. Wylengi. Co dzień orkiestra damska i atrakcje artystyczne.

(…) Pośród kilkunastu olbrzymich drzew zwanych sielankowo „ ogródkiem” paliła się już lampa gazowa, a w głębi poza drzewami świeciło się niewyraźne żółte światło i słychać było histeryczny kobiecy śpiew (…).”[6]

Ów dom to kamienica przy Alei Józefiny ( dziś Aleja Wolności 17), a lokal opisany przez Dąbrowską to restauracja Ignacego Wypiszczyka otwarta 2 maja 1894 roku, przy tejże restauracji działał Teatr Variete, znany z codziennych występów śpiewaków i śpiewaczek niekoniecznie krajowych.            Najbardziej drobiazgowo jednak opisany został przez Marię Dąbrowską inny kaliski lokal. Była to ekskluzywna cukiernia, mieszcząca się w rynku pod nr10, a należąca do Aleksandra Schauba ( w powieści Kleszcza). Opis jest niezwykle sugestywny:

„ Ciastka rozpościerały się tu przez całą długość pokoju, piętrzyły się stosami na szklanych blatach, na fajansowych gerydonach, piętrzyły się same na sobie, leżały wszędzie po kątach na wielkich prosto z pieca wyjętych blachach. Śliwkowy placek pachniał spieczonym miąższem węgierek, spomiędzy suchych płatków francuskiego ciasta wyciskał się tam gesty, żółty krem, tu – marmolada z jabłek, mokre ciastka tortowe pachniały rumem, na ponczowych babkach lśniła czekoladowa polewa, błogie zapachy masła, cukru i czekolady nasycały powietrze. (…)”.[7]

W cukierni Schauba mieściła się czytelnia prasy polsko i obcojęzycznej jak np rosyjskojęzyczny Swiet, niemieckojęzyczny Uber Land und Meer i Zur Guten Stunde, żydowski Kalischer Woch.

Tuż przy wejściu do parku znajdował się kolejny lokal utrwalony na kartach Nocy i dni. W malowniczej scenerii, tuż nad rzeką miał swój lokal E. Waehner. Była to cukiernia i restauracja, lubiana przez Kaliszan ze względu na swoje położenie i dobre ciastka. Sam właściciel na łamach Gazety Kaliskiej tak zachwala swój lokal.

Cukiernia i restauracja Parkowa E. Waehnera urządziła kilka gabinetów. Poleca obiady, kolacje i potrawy a la carte w każdej porze dnia, oraz świeży kawior astrachański, pasztet strassbuski, homary, skumbrie, różne zimne przekąski, trunki krajowe i zagraniczne, czekoladki, cukry i cukierki w ozdobnych bombonierkach i pudełkach.

Męska część kaliszan chętnie przebywała w winiarni Peschkego, mieszczącej się przy ulicy Mariańskiej. Lokal ten był też ulubionym miejscem Lucjana Kociełła. Tutaj można było pograć w karty i napić się dobrego wina. W sklepionej izbie zwanej „ kątkiem”, zbierała się lepsza część kalinieckiego męskiego towarzystwa, ta, która pragnęła używać krótkiego życia „ nie szlifując”, jak się mówiło, salonów rządowych, co czynili inni bardziej płaszczący się i giętcy.[8]

W szkole i na pensji

W 1901 roku Maria Szumska. Mowa rozpoczęła naukę na pensji Heleny Semadeniowej. Córka znanego ewangelickiego pastora Adama Haberkanta swą pracę pedagogiczną rozpoczęła w Koninie, gdzie założyła prywatną szkołę żeńską. Prowadziła ją na pewno jeszcze w roku szkolnym 1900/ 01, gdyż w Gazecie Kaliskiej z 1900 roku ukazywało się następujące ogłoszenie: Zapis uczennic przychodnich i pensjonarek na rok szkolny 1900/ 01 na Pensji prywatnej żeńskiej H. Semadeniowej w Koninie. W tej samej gazecie z 4 lipca 1901 roku czytamy: zapis uczennic w zakładzie naukowym H. Semadeni rozpocznie się dnia 25 lipca. Ulica Babina, dom W – go Parczewskiego.

Nie bez znaczenia jest fakt, że w roku, w którym młoda Szumska rozpoczęła naukę Ministerstwo Oświaty przeprowadziło reformę szkolnictwa. Zgodnie z rozporządzeniem władz oświatowych od sierpnia 1901 roku została zniesiona w klasie pierwszej i drugiej nauka języków starożytnych, za to oba języki nowożytne francuski i niemiecki miały być obowiązkowe.  Lata spędzone na pensji Maria Dąbrowska we wspomnieniach przedstawia jako „ najwznioślejszą sielankę”. W opowiadaniu  Strajk szkolny odnajdujemy fragment, w którym autorka  Nocy i dni ciepłym, serdecznym tonem opisuje swoje pierwsze lata szkolne

Było to w pięknym prowincjonalnym mieście Kaliszu – leżącym nad rzeką Prosną, śród wielkich, starych drzew. Uczyłam się tam w polskiej szkole. Nie znałam patriotyzmu pojętego jako nienawiść i bunt. Uczucia te obowiązywały mnie jedynie na lekcjach historii Polski. Poza tym w szkole naszej Polska zdawała się być już dawno niepodległa. Wszystko tchnęło tam życzliwością do świata, do ludzi, do życia. Uczucia te owładnęły także i mną, a owładnęły z tym większą łatwością, że byłam do nich z natury usposobiona.

Rzadkie wizyty rosyjskiego inspektora były w tej naszej szkole traktowane humorystycznie, za nauczycielki rosyjskiego miałyśmy zawsze łagodne, dobre osoby, raczej zażenowane swoją przynależnością do „ rasy panującej” – nauczycielka Niemka była niezrównaną postacią, której pamięć przechowam w sercu do końca życia. W tych warunkach nie było żadnej przeszkody do swobodnego zachwycania się tym, co u Niemców i Moskali wydawało się godne zachwytu…”[9]

W 1904 roku w celu kontynuowania edukacji piętnastoletnia Maria rozpoczyna naukę w klasie piątej Rządowego Gimnazjum, mieszczącego się na Stawiszyńskim Przedmieściu. Po czteroletnim pobycie na pensji H. Semadeniowej w atmosferze szacunku i życzliwości nie może zżyć się z nową szkołą:

Nie chciano mnie tu niczego nauczyć, chciano mnie na każdym kroku jedynie upokorzyć. Kaleczono tu we mnie bez ustanku to, co jest znamieniem człowieczeństwa – godność i wolność.

1 lutego 1905 roku wybucha strajk szkolny, w którym uczestniczy także młodzież szkół kaliskich. Lutowe wydarzenia utkwiły głęboko w psychice szesnastoletniej Marii Szumskiej. Zapis tych przeżyć odnajdujemy w „Nocach i dniach”, jak również w opowiadaniu „ Strajk szkolny”, wchodzącym w skład zbioru „ Pisma rozproszone”.

Autorka „ Ludzi stamtąd” nie wróciła już do kaliskiego gimnazjum. Latem 1905 roku zdała egzamin do szóstej klasy w szkole Pauliny Hewelke w Warszawie.

Dalsza edukacja młodej Marii to studia przyrodnicze, najpierw w szwajcarskiej Lozannie, a od 1908 roku na Universite Libre w Brukseli.

Mówiąc o edukacji młodszego pokolenia nie można nie wspomnieć o nauczycielkach domowych. Pamiętamy sympatyczną, żywiołową Aneczkę Niechcicównę, wyniosłą i dumną Celinę Mroczkównę, czy ciekawą świata, wszędobylską i pobłażliwą Marię Hłasko. W Nocach i dniach domowe nauczycielki, będące częścią rodziny Niechciców zajmują poważne miejsce. Państwo Szumscy na pewno korzystali z usług tychże, aczkolwiek trudno ustalić ich tożsamość. Wątpliwości nie budzi jedynie Anka Niechcicówna, której pierwowzorem była wspominana już Maria Szumska. Nie wiemy kim były inne nauczycielki. Możemy jednak ustalić w jaki sposób były one pozyskiwane. Możliwości było kilka. Jeśli chciało się mieć absolutną pewność, co do kwalifikacji i umiejętności kandydatki i miało dość zasobny portfel można było zwrócić się z prośbą o wyszukanie odpowiedniej osoby do mieszczącego się w Warszawie Kaucjonowanego Biura Nauczycielskiego. Taka instytucja prowadzona przez A. Karpińską ogłaszała się w kaliskiej prasie polecając: nauczycieli, nauczycielki, bony, w grę wchodziły także cudzoziemki. Pani Barbara Niechcic rozważa w Nocach i dniach możliwość skorzystania z tego właśnie biura.

Były także prostsze drogi. Osoby poszukujące domowych nauczycielek często korzystały z pośrednictwa prasy. Wiele ogłoszeń o podobnej treści jak na przykład: Potrzebna nauczycielka na wieś do dwójki dzieci zamieszczała Gazeta Kaliska. Tu należy wspomnieć, że miejscem, gdzie można było uzyskać bliższe informacje był bardzo często Bazar Szkolny Marianny Gałczyńskiej. Nie jest to fakt bez znaczenia, gdyż Barbara Niechcic także w tej sprawie korzysta z pośrednictwa bratowej.

Prasa

Następczynią Kaliszanina stała się Gazeta kaliska. Ukazywała się od 1893 roku, początkowo dwa razy w tygodniu ( w środy i w soboty), a od 1898 przekształciła się w dziennik. Jej redaktorem naczelnym, a później również wydawcą był Józef Radwan, znany kaliski adwokat, działacz kulturalny, założyciel i długoletni prezes Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego.

Na łamach tej gazety pisywała swoje artykuły Emilia Bohowiczowa – pierwowzór Stefanii Holszańskiej z Nocy i dni. Była to wielka działaczka kulturalna, inicjatorka wielu ważnych przedsięwzięć. Po nagłej przerwie w ukazywaniu się Kaliszanina zabiegała o utworzenie w mieście gazety codziennej. Pisywała również do prasy warszawskiej o ważniejszych wydarzeniach w Kaliszu, głównie związanych z akcjami na cele dobroczynne. Maria Dąbrowska w Nocach i dniach odnotowuje ten fakt:

Pani Holszańska brała jeszcze udział w życiu literackim (…) Pisywała o miejscowych stosunkach do pism warszawskich. Właśnie w jednym z nich ukazała się jej rzecz i pani Stefania pokazała to pani Barbarze zapytując: – Czytałaś? – Była to notatka drukowana petitem i zdająca sprawę z odbytego w nadprośniańskim grodzie przedstawienia amatorskiego na kolonie letnie[10].

Dużo miejsca w Gazecie kaliskiej zajmowały ogłoszenia. Z nich to właśnie dowiadujemy się, że w majątku Russów pod Kaliszem poszukuje się wykwalifikowanego ogrodnika, który chciałby wydzierżawić na kilka lat sad owocowy z ogrodem warzywnym, jak również i tego, że w tym samym majątku nabyto wyrywarkę do buraków z fabryki Maszyn Narzędzi Rolniczych, Odlewów Mosiężnych i Warsztatów mechanicznych Gustawa Michael w Kaliszu.

Na łamach Gazety Kaliskiej debiutowała również młoda Maria Szumska. Ona sama pisze o tym, w opowiadaniu Jak zostałam pisarzem, niestety te numery kaliskiego czasopisma zaginęły, a kolejne wypowiedzi pisane autorki Nocy i dni możemy odnaleźć w Gazecie Kaliskiej z lipca i sierpnia 1910 roku i dotyczą one Wystawy Powszechnej w Brukseli. Przebywająca wówczas na belgijskim uniwersytecie Maria napisała trzy artykuły:Dział francuski na wystawie wszechświatowej, Szkolnictwo niemieckie na wystawie wszechświatowej i Sekcja angielska na wystawie wszechświatowej.

Secesyjna elegantka

Kalisz pod względem mody nie ustępował stolicom europejskim. Miastowe elegantki śledziły światowe nowinki o obowiązujących w danym sezonie trendach. W Nocach i dniach niewątpliwie damą „pierwszej wody” jest Michalina Ostrzeńska. To do niej właśnie przebywająca w Warszawie na nauce krawiectwa Barbara pisze listy z opisami najodpowiedniejszych w danym sezonie ubiorów, czarnych ze złotem atłasów, błękitnych sukien z żółtymi adamaszkowymi stanikami, modnych ciemnoszafirowych aksamitów oraz najbardziej noszonych w Paryżu kostiumów koloru „wydra”.[11]

Modny był wtedy strój trzyczęściowy, a więc bluzki ozdobione obficie koronkami i pliskami z bardzo szerokim wyłożeniem, proste spódniczki rozszerzane do dołu i żakiety. Szyję bezlitośnie zdradzającą wiek, zarówno zbyt młody, jak i zbyt dojrzały zakrywano obrożami z pereł, szmizetkami lub po męsku wysokimi kołnierzykami z motylkiem.[12] Bardzo rygorystycznie obowiązywał gorset. Dominowały materiały ciężkie: plusze, welury aplikowane wstążkami z ciemnego aksamitu. Uzupełnieniem był kapelusz koniecznie z bardzo szerokim rondem. Więdły na nim liście w kolorze secesji, owoce niemal kandyzowane, pyszniły się wypchane ptaszki i strusie pióra z wojny burskiej. Do tego dużo ogromnych szpilek ze szklanymi główkami.[13]

Tak właśnie wystrojoną widzimy powracającą do domu Michalinę

Kiedy znaleźli się w sieni, zobaczyli na szczycie schodów panią Michalinę, odzianą w aksamit i w „rembrandtowski” kapelusz ze strusim piórem, rozległa i wyniosłą jak bazylika.[14]

Na nogach secesyjna piękność miała czarne bawełniane pończochy w paski i wysokie zapinane na guziki, ostro zakończone obuwie.

Elegantki kaliskie z przełomu XIX i XX wieku miały w mieście bogaty wybór strojów. Lokalna prasa z tego okresu wyraźnie ukazuje duże zainteresowanie sprawami mody, jak również pozwala zorientować się, jakie obowiązywały wówczas kolory, materiały, skąd czerpano pomysły i inspiracje. Sklep z materiałami E. Sendlera, mieszczący się w Hotelu Polskim poleca na sezon wiosenno letni w 1901 roku jedwabie, grenadyny, fulary, alpagi, batysty, zefiry, etaminy czarne i kolorowe w wielkim wyborze i po bardzo przystępnych cenach.

W celu nadania kreacji bardziej eleganckiego charakteru można było wyhaftować sobie jakiś wzór lub zlecić wykonanie tej pracy zawodowej hafciarce. Swoje usługi polecała niejaka pani W. Polaska, oferując wykonanie w swojej pracowni przy ulicy Kanonickiej wszelkich haftów złotem i jedwabiem.

Na bardziej uroczyste okazje obowiązywała suknia jedwabna. Pani Barbara Niechcic otrzymawszy zaproszenie na ślub swej siostrzenicy Oktawii postanawia zamówić sobie w Kaliszu swoją pierwszą jedwabną suknię od czasu, gdy otrzymała była taką jedną od Teresy, wkrótce po ślubie.[15]

W tej materii wybór był ogromny. W Gazecie Kaliskiej można odnaleźć bardzo dużo ogłoszeń o istniejących bądź też nowopowstających zakładach krawieckich. Swoje pracownie sukien i okryć damskich polecają między innymi: M. Rein przy ulicy Browarnej, M. Kieszczyńska w Alei Józefiny, J. Kubiak w Nowym Rynku, M. Stasiniewska przy ulicy Mariańskiej, która reklamując swoją pracownię poleca jednocześnie fasony z najnowszych paryskich żurnali. Magazyn Mód państwa H. I J. Gaj mieścił się na Placu św. Józefa, na tym samym placu znajdował się również magazyn damskich kapeluszy. Duża ilość ogłoszeń w kaliskiej prasie o pracowniach krawieckich we Wrocławiu, pozwala sądzić, że bardziej zamożne kaliszanki jeździły po kreacje właśnie tam, a nawet do znacznie odleglejszego Berlina, gdzie Zakłady Krawieckie Władysława Berkana realizowały zamówienia w przeciągu jednej doby

Do wód…

Uzdrowiskowe miejscowości cieszyły się dużą popularnością. Kaliszanie, oczywiście ci bardziej zamożni jeździli do wód na kurację. Najbliżej grodu nad Prosną położony jest Ciechocinek i to właśnie tam chce się wybrać pani Barbara z dziećmi ( otrzymawszy spadek po radcy Joachimie) żeby nie miały wiecznie zajętych migdałów.

Z Ciechocinka również, tuż po otwarciu sezonu dnia 7 czerwca 1901 roku korespondent Gazety Kaliskiej donosi:

Tegoroczne lato zapowiada się pod względem frekwencji doskonale, a pod innemi względami pozostawi gościom miłe wspomnienia. Zarząd przez czas wiosny energicznie pracował i wewnętrzne urządzenie mieszkań zakładowych doprowadzone zostało nie tylko do wzorowego porządku, ale i do pewnej wytworności, lekarze zwiedzają wille i kontrolują, aby i tam wszystko odpowiadało wymaganiom higieny, odnowiono łazienki, rozszerzono i ozdobiono park, który też jest jednym z najpiękniejszych parków w miejscowościach kąpielowych.

Zjazd jest dość liczny, bo lista kuracjuszów dochodzi do 2000.

Ponadto w lokalnej prasie występują reklamy innych, znanych do dzisiaj uzdrowisk jak na przykład: Busko Zdrój, Szczawnica, Nałęczów, Kudowa czy bardziej odległy Iwonicz. Kto nie chciał, lub nie mógł skorzystać z wyjazdu do miejscowości uzdrowiskowych miał do dyspozycji modne wówczas zakłady wodolecznicze, w położonym znacznie bliżej Wrocławiu i Poznaniu. W kaliskim parku również znajdował się zakład przyrodoleczniczy oferujący kąpiele wodne, mineralne, tlenowe, świetlne, masaże ręczne i wibracyjne. Swoje usługi, pracujący w nim lekarze oferowali przez cały rok.

Aneta Kolańczyk

odczyt na konferencji w 2011 w Muzeum w Russowie


[1] M. D ą b r o w s k a Noce i dnie, Warszawa 1996 r., t. I, s. 88

[2] Fakt ten odnotowany jest w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej.

[3] Maria Dąbrowska Dzikie ziele, eadem: Opowiadania Warszawa …

[4] Ibidem, s

[5] M. D ą b r o w s k a Noce i dnie, t. III, s. 145.

[6] M. D ą b r o w s k a Domowe progi s.

[7] M. D ą b r o w s k a Noce i dnie

[8] M. D ą b r o w s k a Noce i dnie, op. cit., s. 83

[9] M. Dąbrowska „ Strajk szkolny” w „ Pisma rozproszone” s. 136

[10] M. D ą b r o w s k a Noce i dnie op. cit. s.89

[11] M. D ą b r o w s k a Noce i dnie, t. I s. 19

[12] Ibidem s.216.

[13] Ibidem s.212.

[14] M. D ą b r o w s k a Noce i dnie t. I s. 402.

[15] Ibidem s. 406.

 

Maria Dąbrowska – Aneta Kolańczyk

W 1957 roku w nowo powstałym miesięczniku Ziemia Kaliska Maria Dąbrowska pisała:

Jestem dzieckiem ziemi kaliskiej. Z jej okolic i z samego Kalisza czerpałam natchnienie do moich książek: „Uśmiech dzieciństwa”, „Ludzie stamtąd” oraz „Noce i dnie”. Ta ziemia kształtowała moje poczucie artystyczne, styl i język całej mojej twórczości.

Schyłek XIX i początek XX wieku to w dziejach Kalisza prawdziwa „belle epoque”. Rozkwitało nad Prosną miasto o niemałym znaczeniu, stolica najdalej na Zachód wysuniętej guberni wielkiego imperium cara Rosji – swoiste „ okno na świat”, przez które przenikały różne prądy, rozprzestrzeniające się po całym tym bezkresnym mocarstwie. Imperium było już wówczas nieco zmurszałe, ale na pozór trzymało się mocno, a jego fałszywy blask nadal opromieniał nawet najbardziej odległe rubieże. Otwierało ono przeogromne rynki zbytu dla młodego przemysłu – głównie włókienniczego – dynamicznie rozwijającego się w tym przygranicznym mieście dzięki przybyszom z Niemiec. Dostarczało tez w obfitości wszelakich egzotycznych specjałów Wschodu, a położenie Kalisza sprzyjało rozwojowi wymiany handlowej, niekoniecznie zawsze legalnej.

Nic więc dziwnego, że mieszały się tu różne nacje – obok Polaków żyli Rosjanie, Niemcy, Żydzi, ale także Grecy, Ormianie, Węgrzy…- tworząc barwną mozaikę obyczajową i kulturową. Wielu przybyszów zapuszczało na trwałe swe korzenie, a z czasem polonizowało się całkowicie. Odległa od Moskwy gubernia była także swoistym miejscem „zsyłki” dla niezbyt pokornych poddanych najjaśniejszego pana, których wszelako nie wypadało wypędzać tradycyjnie aż na Syberię. Byli to często ludzie światli, niezależnie myślący, spragnieni większej swobody i szerszego pola działania z dala od dworu. Sprawowali oni w Kaliszu wysokie urzędy państwowe, dbając o to, aby powierzona im gubernia wszechstronnie się rozwijała.

Wszystko, co w kaliskiej tradycji kulturalnej najwartościowsze – teatr, ruch muzyczny, życie literackie, biblioteki, muzea, prasa itd. – ma swoje źródła w tym pięknym wieku XIX.[1]

Ten wiek ujął Marię Dąbrowską, która nakreśliła piękny, choć nie pozbawiony satyrycznego charakteru wizerunek miasta i żyjących w nim ludzi. Noce i dnie nie są opowieścią o jakichś Niechcicach, o jakimś Serbinowie i Kalińcu. To opowieść o konkretnych osobach, żyjących w konkretnym miejscu i czasie. Są dwa miasta w Polsce, które zachowały nieśmiertelność zamkniętą na kartach powieści – Warszawa w Lalce Bolesława Prusa i Kalisz w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej. Żadne z tych miast nie jest już takie samo. Oba tragicznie doświadczone przez historię. Z Kaliszem okrutnie obeszła się pierwsza wojna światowa, z Warszawą druga.

Stary gród nad Prosną witał niepodległość kikutami zbombardowanych i spalonych domów. Z chwilą wybuchu pierwszej wojny światowej kończy się „ złoty wiek Kalisza”,  miasto traci swoje znaczenie na bardzo długo. Maria Dąbrowska w Przygodach człowieka myślącego pisała:

Kalisz – starożytna Calisia wzmiankowana u Ptolemeusza jako rzymska osada handlowa, Kalisz średniowieczny i książęcy, sławny z najliberalniejszego na ówczesnym świecie statutu swojej gminy żydowskiej, potem z wielu innych rzeczy. Kalisz prześliczny, pełen odwiecznych kościołów i kamieniczek przepleciony Prosną jej kanałami i rozgałęziami. Kalisz anno 1914 to nie była tylko zagłada miasta przez nieobliczalną furię popadłego w szaleństwo niemieckiego majora. To był znak zwiastujący koniec czasu oswojonego.

Wątków kaliskich w Nocach i dniach odnajdujemy sporo.

Było już na pół ciemno, dookoła jak okiem sięgnąć, leżały pod szarym niebem gładkie równiny. Na prawo od miejsca gdzie wysiedli, wiatrak chodził pomału, wydając odgłos: ach-ach. Z lewej strony przy zejściu się drogi z szosą widać było murowaną kapliczkę, a cały ten krajobraz był czarnosiny, zimny niby żelazo…”[2]

Tymi słowami na kartach „ Nocy i dni” Maria Dąbrowska opisuje przyjazd Niechciców do Serbinowa[3].

Ciekawe czy podobne odczucia mieli Ludomira i Józef Szumscy, gdy w 1889 r przyjechali do Russowa z maleńkim synem Jankiem?

Do Russowa, który stanie się później ukochanym miejscem Marii Dąbrowskiej i który wielokrotnie będzie wspominać w swojej twórczości. Zawsze ciepło, serdecznie, z miłością i czcią.

Russów jak podaje Edward Polanowski po raz pierwszy został odnotowany w Bulli Gnieźnieńskiej z 1136 r pod nazwą Rus. Jest to nazwa dzierżawcza, a w znaczeniu pospolitym oznacza „ ryży, rdzawy, lisowaty”[4]

Ludomira i Józef Szumscy przyjechali do Russowa z Rumoki ( miejscowości koło Mławy), gdzie mieszkali od 1886 r. Józef Szumski był tam administratorem majątku Rudowskich.

Maria Dąbrowska często zmieniała nazwy miejscowości. W Nocach i dniach Rumoka występuje po nazwą Krępy, chociaż Mława występuje w powieści w niezmienionej nazwie. U rejenta w Mławie bywają Hipolitostwo Niechcicowie. Na pensji w tym mieście uczy się także Anka Niechcicówna[5].

W Rumoce urodziło się Szumskim pierwsze dziecko – syn Adam, ale zmarł jeszcze w niemowlęctwie.

W 1886 r[6] na świat przychodzi drugi syn Janek. Do tej postaci Maria Dąbrowska nawiązuje w opowiadaniu „ Janek” wchodzącym w skład zbioru „ Uśmiech dzieciństwa”.

„Janek był najcudowniejszym chłopakiem na świecie. Duży barczysty a zgrabny, nosił wysoko swoją okrągłą mazurską, piękną głowę. Włosy szare jak święta ziemia. Oczy modre. Twarz złota i różowa, mieniąca się, wesoła, zuchowata. I silny. Po prostu urodził się siłaczem…”[7]

Janek to powieściowy Piotruś, ale Piotruś z Nocy i dni łączy w sobie cechy obu zmarłych braci pisarki. W powieści Piotruś został pochowany na cmentarzu w Krępie. W Kuczborku[8] zostało pochowane pierwsze dziecko Szumskich.

Janek podobnie jak Piotruś zmarł na dyfteryt w wieku 3,5 roku, ale miejsce jego pochówku to Tykadłów, do którego parafii należał Russów. Niestety nie ocalał do dzisiaj grób małego Jasia Szumskiego.

Rumoka, w której mieszkali Ludomira i Józef Szumscy w pierwszych latach po ślubie była miejscowością położoną w ładnej okolicy. Ziemia urodzajna, właściciele majątku mili i życzliwi. Kiedy jednak nadarzyła się okazja na usamodzielnienie Szumscy zdecydowali się przenieść do Russowa. Pośrednikiem, który załatwiał transakcję między Szumskimi a Kazimierzem Waliszewskim, pełnomocnikiem właścicielki Russowa mieszkającej na stałe w Paryżu Hildegardy Mniewskiej był Władysław Leszczyński ( mąż Julii, siostry Ludomiry Szumskiej) z Rychnowa.

Teresa donosiła, że o milę od Kalińca jest do wzięcia w samodzielną administrację duży, trzydziestowłókowy majątek, własność pani Letycji Mioduskiej, zamieszkałej w Paryżu. Sprawą tą zajmuje się jej plenipotent, niejaki Daleniecki, mieszkający również w Paryżu, ale chwilowo przebywający w Kalińcu …”[9]

Z przytoczonego cytatu widać wyraźną analogię powieści i rzeczywistości. Leszczyńscy z Rychnowa to oczywiście powieściowi Teresa i Lucjan Kociełłowie[10], Hildegarda Mniewska to Letycja Mioduska, a Kazimierz Waliszewski to powieściowy Daleniecki. I tak jak w powieści Waliszewski poślubił Mniewską i w roku 1911 sprzedał majątek w Russowie za plecami Józefa Szumskiego.

Zycie państwa Szumskich w początkowych latach pobytu w Russowie było bardzo skromne. Zaniedbany majątek wymagał sporych inwestycji

„ Stan budynków i narzędzi był wręcz fatalny (…) Wszystko wskazywało na to, że tu trzeba będzie robić wkłady i wkłady, a o dochodach nie mogło być na razie mowy…”[11].-

Ponadto dom otoczony był sześcioma stawami, co stanowiło również pewną niedogodność i niebezpieczeństwo.

„… żeby jeden, żeby rzeka, żeby jezioro, ale nie! – sześć, wyraźnie sześć stawów dookoła domu, sześć miejsc o wodzie stojącej, zionącej może malarią, nie mówiąc już o rojących się zapewne wiecznie nad nimi komarach…”[12]

Szumscy nie utrzymywali stosunków towarzyskich z okolicznymi właścicielami ziemskimi. Wyjątek stanowił Gustaw Kurnatowski z Poklękowa[13].-

Do Russowa przyjeżdżają również Leszczyńscy z Rychnowa z córkami Stellą i Marią, brat Ludomiry Bronisław Gałczyński z żoną Marianną z Chrzanowskich Gałczyńską oraz rejent Władysław Bohowicz z żoną Emilią z Chrzanowskich Bohowiczową.

Marianna i Bronisław Gałczyńscy są prototypami Michaliny i Daniela Ostrzeńskich z Nocy i dni. On jest nauczycielem przyrody i geografii w Kaliskiej Szkole Realnej. Jak każdy naukowiec nie potrafi przepychać się przez życie i zapewnić odpowiednich warunków materialnych żonie i pięciu synom. Dlatego Marianna musi wziąć sprawy w swoje ręce. Czynna, aktywna, przedsiębiorcza kobieta oprócz szerokiej działalności społecznej dba również o interesy swojej rodziny. Otwiera w Kaliszu sklep pod nazwą Bazar Szkolny, który wkrótce stanie się bezkonkurencyjny w mieście. Zajmuje się również przewożeniem przez granicę działaczy politycznych. Jej siostra Emilia Bohowiczowa spiritus movens życia kulturalnego w Kaliszu ( powieściowa Stefania Holszańska) w książce „ Kaliniec a rzeczywistość” ma żal do Dąbrowskiej, że postacie Marianny i Bronisława Gałczyńskich przedstawione są w powieści karykaturalnie, wręcz śmieszne. Czyż nie budzi uśmiechu wiecznie zazdrosny o Michasię, zdziwaczały Daniel, lub krzykliwa energiczna wiecznie za czymś goniąca Michalina?

A przecież te osoby Gałczyńscy i Bohowiczowie to „ śmietanka życia kulturalnego w dziewiętnastowiecznym Kaliszu. To właśnie dom Gałczyńskich gromadził wybitnych przedstawicieli inteligencji kaliskiej.

Marianna była wielką działaczką Towarzystwa Dobroczynności, brała udział w kwestach, organizowała i reżyserowała przedstawienia amatorskie, była uczestniczką słynnych Piątków Literackich[14]

„ Dla pokoleń, które prawem kolejności zajmują miejsce tych, które odeszły, lub odchodzą w przeszłość, utwór odznaczony nagrodą państwową przez Akademię Literatury, może posiadać znaczenie dokumentu.

Przyglądając się wydarzeniom i postaciom niby wpływowym na terenie miasta prowincjonalnego działaczy, młodzi będą pytać:, co zrobiliście z ideologią romantyczną Trzech Wieszczów, która nas wychowała?, co czyniliście wtedy, kiedy my formowaliśmy zacięgi, przygotowując się do walki o niepodległość.

Chcąc odpowiedzieć na te pytania trzeba przeciwstawić charakterystyce Nocy i dni szereg faktów konkretnych świadczących wymownie, że niedołęstwo, bierność i karygodny egoizm nie stanowiły treści duchowej miast prowincjonalnych tej epoki, przeciwnie na terenie tych miast rodziły się czyny, dzięki którym pozostał dorobek zasługujący na przekazanie odrodzonej ojczyźnie.(…)

(…) Były liczne jednostki, które posiadały ogromną inicjatywę. Te jednostki organizowały pracę społeczną i polityczną. Oczywiście praca ta napotykała na swej drodze przeszkody zasadnicze: przeciwdziałanie władz zaborczych (…)”[15].

Noce i dnie są jedyną powieścią w dorobku pisarskim Marii Dąbrowskiej, w której zawarta jest tak duża ilość faktów biograficznych dotyczących rodziny pisarki, szczególnie ze strony matki.

 

Po śmierci dwóch synów Adama i Janka, 6 listopada 1889 roku przychodzi na świat kolejne dziecko Szumskich – córka Maria. Metryka chrztu sporządzona przez księdza Augustyna Gajkowskiego ówczesnego proboszcza w Tykadłowie, brzmi:

Działo się we wsi Tykadłów 7 kwietnia 1890 roku o godzinie dziewiątej po południu. Stawił się osobiście Józef Szumski lat 45 i przedstawił dziecię płci żeńskiej urodzone we wsi Russew 6 listopada 1889 r o godzinie 8 rano z prawowitej małżonki Ludomiry z Gałczyńskich lat 33.

Dziecięciu nadano imiona Maria, Kazimiera, a rodzicami chrzestnymi byli; Kazimierz Waliszewski mieszkający w Paryżu i Marianna Gałczyńska mieszkająca w Kaliszu.

 

W roku 1891 rodzina Szumskich powiększa się o kolejną córkę Helenę, w 1894 na świat przychodzi Jadwiga, w 1895 Stanisław, a w 1896 Bogumił.

W Nocach i dniach Niechcicowie mają troje dzieci. Najstarsza Agnieszka ma bardzo dużo cech Marii Dąbrowskiej. Wiele faktów z życia pisarki staje się również udziałem Agnieszki; nauka na pensji w Kaliszu, udział w strajku szkolnym w rządowym gimnazjum, studia przyrodnicze w Lozannie, wreszcie miłość i małżeństwo z ideowcem, zapalonym rewolucjonistą.

Tomaszek z Nocy i dni przypomina młodszego brata Dąbrowskiej – Stanisława.

Nieco inaczej przedstawia się sprawa z Emilką. Postać ta pozbawiona osobowości występuje w powieści niejako „ przy okazji”. Niewiele o niej wiemy oprócz tego, że była ładna, najładniejsza z rodzeństwa.

W „Domowych progach”, (które były pierwszą wersją tomu drugiego Nocy i dni) drugie dziecko Niechciców ma na imię Małgosia nie Emilka.

Kluczem do rozwiązania tej niejasności może być wypowiedź samej Marii Dąbrowskiej, która w Dziennikach w dniu 13 sierpnia 1917 roku pisze:

„ Długo w nocy nie spałam. Oddawałam się niezwykle inteligentnemu zajęciu, mianowicie obmyślaniem imion dla swoich dzieci, które kto wie, czy będę miała, a raczej chyba nie niż tak.

Obmyśliłam dla dziewczynki Emilia, a dla chłopca Krzysztof(…)”[16]

Być może druga córka Niechciców nie przypominająca żadnej z sióstr Marii Dąbrowskiej to tylko marzenie pisarki o dziecku. Dlatego postać ta jest taka „ papierowa” i niewyraźna, bo brak w niej prawdziwej duszy.

Spokojny żywot w Russowie w roku 1911 przerywa sprzedaż majątku za plecami Józefa Szumskiego.

Szumscy przenoszą się do Poklękowa ale na szczęśliwe życie, jakie wiedli dotychczas kładzie się jakiś cień. Pogarsza się też stan zdrowia Józefa Szumskiego.

17 kwietnia 1911 roku pisze on do swego przyjaciela Stanisława Rzymowskiego:

„Ja jestem zdrów, tylko miewam ciężki kaszel, szczególnie zimą, tak, że się czasem żyć nie chce.”[17]

Ten „ ciężki kaszel”, o którym pisze Szumski to początek choroby płuc, która już niedługo zgasi płomień jego życia.

Jeszcze w tym samym roku Szumscy podejmują decyzję o sprzedaży Poklękowa, nowym nabywcą majątku zostaje Józef Durajczyk.

Wybrałam się do Poklękowa wiosną. Podjeżdżam pod dom, który kiedyś należał do Szumskich. Obecny gospodarz 80-cio letni Józef Raszewski chętnie opowiada o swoim dziadku, który nabywał majątek bezpośrednio od Szumskich. Tego domu już prawie nie ma właśnie trwa jego rozbiórka. Młodzi gospodarze, dzieci Pana Raszewskiego pobudowali nowy dom. Czas jest bezlitosny dla starych budynków.

Marię Dąbrowską, która przecież przejeżdżała do Poklękowa mogą pamiętać tyko stare drzewa przed domem, staw, żuraw i wierzby nad stawem. Niedługo postęp i nowoczesność zniszczą tych ostatnich niemych świadków. Staw zostanie zasypany a wierzby wycięte.

Ostatnim miejscem wspólnego pobytu Ludomiry i Józefa Szumskich były Wojsławice pod Błaszkami. Tu właśnie w lutym 1912 roku umiera Józef Szumski. Zostaje pochowany na cmentarzu w Chlewie.

Chlewo – miejscowość oddalona od Kalisza o ok.28 km. Cmentarz położony na uboczu za wsią. Pytam ludzi krzątających się przy grobach o grób Józefa Szumskiego. Jakaś młoda kobieta wskazuje mi miejsce. Szara granitowa płyta, na środku ustawiony bukiet sztucznych kwiatów, mocno już wypłowiały od słońca. Podobno grobem tym opiekują się dzieci z tutejszej szkoły.

Maria Dąbrowska w uzupełnieniu do dzienników Kalisz 1923 pisała:

„ Pewnego dnia pojechaliśmy do wsi Chlewo, naszej przed wojną parafii, gdzie pochowany był mój ojciec.

Cmentarza nie poznałam. Był niegdyś pełny starych drzew i krzewów dzikiej róży. Nowy proboszcz kazał wyciąć wszystkie drzewa na jakąś parafialną budowlę. Biedota w okresie wojny porozbierała płoty. Mogiła ojca, dawniej osłonięta pięknymi akacjami, znajdowała się teraz na smutnym pustkowiu. Nic już na to nie mogliśmy poradzić. Posadziliśmy dookoła kamienia przywiezione rośliny, opłaciliśmy w parafii reperacje ogrodzenia i opiekę nad ta mogiła. Staliśmy długo nad szarym granitem, postanowiliśmy, że jak warunki nasze na to pozwolą, da się nową płytę i doda się w napisie „ Powstaniec z 1863 roku”. Nie wykonaliśmy jednak nigdy, niestety, owego postanowienia”.[18]

Myślę, ze nie byłoby błędem umieszczenie na grobie tabliczki z informacją, że Józef Szumski powstaniec z 1863 r to ojciec Marii Dąbrowskiej.

Ostatnim etapem mojej podróży „śladami autorki Nocy i dni” są Wojsławice. Miejscowości nie ma na mapie. Ktoś z mieszkańców Chlewa mówi jak mam jechać. Piaszczysta droga pod lasem, parę zabudowań. Pytam starszej kobiety o Wojsławice. Pada odpowiedź – tak to tutaj. Dom Szumskich też pamięta, ale teraz mieszka tam nowa rodzina. Zabudowania też są nowe. Ze starego folwarku został tyko spichlerz.

–         Dwór stał tam, gdzie teraz stoi obora objaśnia mi staruszka. Ale wie pani tak to niszczało przez lata, że w końcu zrobiła się z tego ruina i trzeba było rozebrać.

Po śmierci Józefa Szumskiego Ludomira sprzedała majątek i przeniosła się do Kalisza. Zamieszkała w domu przy ulicy Wrocławskiej [19], gdzie przebywała do wybuchu pierwszej wojny światowej. Maria Dąbrowska przyjechała wówczas do matki. Po straszliwym bombardowaniu i pożarze miasta zdecydowały się na ucieczkę do Warszawy. Fakt ten, autorka Nocy i dni odnotowała w opowiadaniu „Rzemiennym dyszlem” wchodzącym w skład zbioru „Pisma rozproszone”.

Warszawa stanie się miejscem, w którym Maria Dąbrowska będzie mieszkała do końca życia. Tu przeżyje śmierć matki, męża i ukochanej siostry Jadwigi[20]

Kontakty z Kaliszem będą już tyko okazjonalne.

Ziemia kaliska, ludzie na tej ziemi żyjący są obecni w twórczości pisarki. Ona sama często wspomina miejsca, w których upłynęło jej dzieciństwo i młodość.

W „Dziennikach” pod datą 06 czerwca 1951 roku odnajdujemy następujący zapis:

„ Cała moja dotychczasowa twórczość obejmuje mały skrawek ziemi kaliskiej, na którym się urodziłam i wychowałam. Wszystkie tematy moich głównych książek wydźwignęły się ze mnie w wiele lat po opuszczeniu na zawsze moich stron rodzinnych. Były miedzy innymi wyrazem tęsknoty za nimi, za krajem lat dziecinnych.”

Dworek russowski, nie jest tym samym budynkiem, w którym pisarka przyszła na świat.

„Budynek przechodził okresy świetności i ruiny. Przed Szumskimi dworek został zdewastowany przez poprzednich administratorów. Szumski doprowadził budynek do przyzwoitego stanu, powstrzymał postępujące zwilgocenie, dobudował werandę. Ten stan utrzymał się w okresie dwudziestolecia międzywojennego, kiedy właścicielem folwarku został Bronikowski. Po wyzwoleniu w 1945 roku w dworku mieściła się szkoła. Po przeniesieniu szkoły do nowego budynku w 1953 roku dworek zajęli lokatorzy i nie konserwowany popadł w coraz większą ruinę. Lokatorom dano wreszcie mieszkania zastępcze, ale budynek nie nadał się już do remontu. Trzeba go było rozebrać i postawić nowe mury. Dzisiejszy budynek różni się znacznie wielkością i układem pomieszczeń od poprzedniego(…)[21]

Po odbudowie w 1971 r dworek przeznaczono na muzeum Marii Dąbrowskiej.-

W początkach XX wieku miasto liczyło około 20 000 mieszkańców. Działał teatr, ukazywał się dziennik redagowany przez Józefa Radwana „Ziemia Kaliska.”

Najstarszą instytucją społeczną było Towarzystwo Dobroczynności. Uzyskanie zezwolenia na działalność Towarzystwa udało się załatwić w 1880 roku, gdyż władze rosyjskie uwzględniały akcje filantropijne. W pracach nad rozwijaniem Towarzystwa Dobroczynności na wyróżnienie zasługują dwa nazwiska: doktor Feliks Drecki i prezesowa Jadwiga Wyganowska. W Towarzystwie aktywnie działała Marianna Gałczyńska. Pod firmą miłosierdzia rozwijała się praca społeczno propagandowa. W 1905 roku działacz polityczny poszukiwany przez władze rosyjskie – Wacław Sieroszewski zostaje potajemnie przewieziony poza granicę zaboru przez Mariannę Gałczyńską[22]. Z inicjatywy Towarzystwa Dobroczynności powołano Towarzystwo Higieniczne z doktorem Wernicem na czele. W 1895 roku została wydana książka „ Prosna” pod redakcją sekretarza Towarzystwa Dobroczynności Władysława Bohowicza. W książce tej znalazły się m.in. utwory Konopnickiej, Tetmajera, Asnyka, Estraichera, Deotymy, Bałuckiego, Ujejskiego i wiele prac inteligencji miejscowej.

Ponadto w Kaliszu działało Kaliskie Towarzystwo Wioślarskie, Towarzystwo Muzyczne oraz Towarzystwo Cyklistów słynne ze wspaniałych balów[23]. Kapitanem lokalu był wuj Marii Dąbrowskiej Władysław Leszczyński. Na bale do Cyklistów chodziła „ śmietanka towarzyska” ówczesnego Kalisza.

Po strajku szkolnym w 1906 roku została założona Szkoła Handlowa,  uczęszczał do niej brat Marii Dąbrowskiej – Stanisław.

W 1905 roku przybyła do Kalisza grupa znanych literatów z Henrykiem Sienkiewiczem na czele. Zwiedzano miasto, Sienkiewicz odwiedził wówczas schronisko dla dzieci i robotnic pod wezwaniem św. Antoniego w klasztorze poreformackim. Autor Trylogii wpisał się do złotej księgi schroniska.

„ Miłosierdzie jest to siejba, której plony przeżyją przyszłe pokolenia”

Stary gród nad Prosną, miejsca i ludzie żyjący na przełomie XIX i XX wieku został opisany przez Marię Dąbrowską dość wiernie i szczegółowo. Powieściowy Kaliniec to miejsce, do którego przyjeżdżają Niechcicowie w celu dokonania potrzebnych sprawunków, załatwienia spraw urzędowych, bądź też odwiedzenia rodziny.

Przejdźmy się, więc spacerkiem po Kaliszu i odwiedźmy miejsca, które związane są z Marią Dąbrowską.

Rozpoczniemy od Alei Józefiny ( dziś Aleja Wolności), najbardziej reprezentacyjnej ulicy Kalisza. Przy niej mieści się, budynek sądu z wymownym napisem SUUM CUIQUE ( każdemu, co mu się należy), kancelarie adwokackie i notarialne, teatr i park miejski.

Aleja Józefiny ( w Nocach i dniach nosi nazwę Karolińska) często odwiedzana jest przez rodzinę Marii Dąbrowskiej. Tu mieszkają Marianna i Bronisław Gałczyńscy.

 

Przy Alei Józefiny ma swoja kancelarię rejent Władysław Bohowicz, po latach otworzy tu sobie biuro ubezpieczeń Leon Dziewulski ( mąż młodszej córki Julii Leszczyńskiej – Stelli).

Na końcu ulicy mieści się budynek teatru. W 1901 roku Maria Dąbrowska po raz pierwszy uczestniczy w przedstawieniu teatralnym „ Jaś i Małgosia”. W tym samym roku rozpoczyna się nauka młodej Marii na pensji H. Semadeniowej przy ul. Babina. Rodzice odwożą swoje najstarsze dziecko na naukę do miasta. Fakt ten odnotowany jest w Nocach i dniach.

„Wyjechali tedy w jakiś czas po obiedzie i o czwartej koła ich zadudniły głucho po moście, za którym skręca się na Dziadowe Przedmieście.[24] Słońce stało już nisko i na tle jaskrawych jego blasków ceglany kościół kanoników zdawał się fioletowy. Środkiem wielkiej ulicy płynęła tutaj rzeka,[25] niosąca w błękitnym nurcie zniekształcony, niby pogruchotany wizerunek nadbrzeżnej alei.

Stanęli przed niską drewnianą bramą, za którą w głębi podwórza znajdowała się szkoła. Była to dwupiętrowa kamienica, oświecona w tej chwili łuną zachodu. Słońce gorzało we wszystkich oknach jej frontu, a ciepły różany blask ożywiał szare mury(…)[26]

Aby dojść z Alei Józefiny do centrum miasta trzeba było przejść na drugą stronę rzeki Prosny. Przez most nazywany przez kaliszan „ kamiennym” codziennie wędruje do pracy Bronisław Gałczyński, biega Marianna doglądać czy sklep należycie prosperuje. W Nocach i dniach most kamienny występuje wielokrotnie. Przez niego z bijącym sercem będzie szedł Roman Katelba oświadczyć się Celinie Mroczkównie. Na tym samym moście zatrzyma się Marcin Śniadowski.

„Po drodze stanął na kamiennym, pięknej budowy moście i patrzył na rzekę. Z jednej strony domy zdawały się wyrastać z wody – z drugiej wichrzyła się gąszcz parku. W zapadającym zmierzchu wyglądało to nadzwyczaj malowniczo.

– Czort! Wenecja czy co – mruknął z odrobiną zawstydzonego wzruszenia, jakie wzbudza widok piękności własnego kraju (…).[27]

Serce Kalisza – rynek z ratuszem i wieńcem otaczających go kamienic – gromadzi najwięcej ludzi. Tutaj mieszczą się też najbardziej ekskluzywne sklepy.

Maria Dąbrowska w Nocach i dniach zabiera nas na kaliski rynek i przylegające doń uliczki. W sklepie z ubraniami Żyda Samuela Nussena Niechcicowie kupią Agnisi płaszczyk, obejrzą wystawę sklepu norymberskiego Rotermunda i kolonialnego Czynkla.

„ Obejrzawszy norymberszczyznę pani Barbara i Agnisia stawały kolejno przy obu szybach Czynkla. W jednej z nich terakotowy krasnolud wysypywał z rogu obfitości całą rzekę bakalii, w drugiej Chińczyk w kimonie stał śród napitków i dźwigał kosze herbaty pachnącej aż na ulice swym własnym aromatem oraz wonią cynowego opakowania. W sklepie widać było przez szeroko rozwarte drzwi blok tłustej kłaczastej chałwy, kosze winogron i stosy brązowozłotej wędzonej ryby.

–  Jak ja byłam młoda – rzekła pani Barbara – to nawet w Warszawie takich sklepów nie było(…)[28]

W cukierni Kleszcza [29] opisywanej przez Dąbrowską niezwykle drobiazgowo zjedzą podwieczorek

W przylegającej do rynku ulicy Warszawskiej[30] znajdował się sklep ze słodyczami Bonbons de Varsovie. sklepie

W Rynku pod numerem 10 mieścił się również sklep Marianny Gałczyńskiej – Bazar szkolny.

Z Rynku udajemy się na Plac Św. Józefa. Idziemy znaną nam również z Nocy i dni kamienistą i wąską ulicą Mariańską.

Przy ulicy Mariańskiej znajdowała się również winiarnia Peschkego, w której często spotykał się z kolegami Lucjan Kociełł.

Plac św. Józefa ( powieściowy Plac Świętojański) jest także z dużą dokładnością opisany przez autorkę Nocy i dni

„Na chodnikach stały kuliste akacje o pobrużdżonej, spękanej korze. Na lewo, spośród zaułka spiętrzonych na siebie starych domostw, dźwigał się kościół, a naprzeciwko była brama, za którą w rozłożystym pałacu gnieździły się rosyjskie władze guberni.

Między kościołem a pałacem gubernatora u wylotu krótkiej alei widać było zwichrzone drzewa parku.

Resztę placu otaczały niskie, wygodne kamienice, a na środku tkwił pośród krzaków czarny, wysoki obelisk. Nikt z tutejszych ludzi nie umie już powiedzieć, na jaką pamiątkę został on zbudowany. Wznieśli go jacyś cesarze, którzy się tu kiedyś w owym mieście spotkali. Mniemali, że to ich zejście się było dla miasta rzeczą ważną, godną czarnego obelisku, ale życie przetoczyło się nad tą sprawą i dziś nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, żeby przeczytać gęste napisy strzeżone przez lwie głowy z brązu. Pomnik ma już od dawna całkiem inne znaczenie. Nadaje miano studni, która się znajduje tuż obok i zawiera najlepszą w mieście wodę (…)”.[31]

Na placu rzeczywiście znajdowała się studnia z najlepszą w mieście wodą, a wspomniany w powieści pomnik to odsłonięty 25 czerwca 1841 r obelisk upamiętniający zawarcie traktatu rosyjsko – pruskiego w Kaliszu w 1813 r.

Pomnik będący dla kaliszan symbolem ucisku i przemocy, został zdemontowany po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. Na jego miejscu stanęła fontanna. Dziś znajduje się tu pomnik papieża Jana Pawła II wzniesiony po wizycie ojca świętego w Kaliszu w 1997.

Z Placu św. Józefa udajemy się do parku, choć dziś kaliski park miejski zatracił już swą dawną urodę i świetność. W XIX wieku „letni salon Kalisza” jak go określił Edward Polanowski był piękną wizytówka miasta

Wiele ciepłych słów poświęciła kaliskiemu parkowi Maria Dąbrowska. Na stawie położonym w głębi parku potocznie zwanym kogutkiem, ( od blaszanego kogutka umieszczonego na szczycie altanki stojącej na wysepce na środku stawu) zimową porą ślizgała się Agnieszka Niechcicówna, doznając pierwszego silniejszego drżenia serca na widok ładnego Krzysia Łaskiego.

W Parku kaliskim przy wejściu od strony teatru mieściła się cukiernia E. Wernera, lubiana przez kaliszan ze względu na swoje malownicze położenie i „ niezłe” ciastka.

Z parku dochodzimy znów do alei Józefiny, z której rozpoczęliśmy nasz spacer. Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę na moście i razem z Marią Dąbrowską popatrzmy na płynącą leniwie Prosnę.

„Rzeka była malinowa od zorzy. Nadbrzeżne domy zbiegały się z dwu stron ku sobie, tak, że kominy dalekiego browaru zdawały się wyrastać wprost z wody. Od tego krajobrazu wiało mglistą i fioletową ciszą, w której ubogi zgiełk miasta dźwięczał melodyjnie jak pieśń (…)”.[32]

Ludomira i Józef Szumscy rzeczywiście kupili w Kaliszu kamienicę (za pieniądze uzyskane ze spadku po radcy Antonim Gałczyńskim), której wygląd idealnie pasuje do opisu Marii Dąbrowskiej. Kamienica ta mieści się przy ulicy Kościuszki 22. Szumscy nabyli ją 28 sierpnia 1905 r., sprzedali 14 października 1910 roku.

W powieści z transakcji nic nie wyszło gdyż Niechcicowie zdecydowali się nabyć od Anzelma Ostrzeńskiego place na Oczkowie

„Stali tu pośród najgłuchszej wsi. Z jednej strony dorożki rozciągało się pole zżętego żyta. Panowała nad nim cisza bez dna, właściwa skoszonym polom. Od kop żytnich padały na ściernisko długi cienie. Z drugiej strony kwitły nędzne kartofle, nad którymi latały bez szelestu drobne motyle. Z daleka, z bardzo daleka widać było miasto. Iskrzyło się i mieniło w blaskach nadwieczornego słońca tak, że cegły wydawały się rubinami, tynk – alabastrem, a szyby, całe w pożodze – czystym złotem.

Nieco bliżej, na rozkopanych terenach, widniały w klatce rusztowań ceglaste szczerbate mury budującego się dworca. (…)”[33]

Powieściowy Oczków to Dobrzec, wieś pod Kaliszem, której tereny obejmowały okolice budującego się dworca kolejowego. Dziś w tym miejscu mieści się osiedle bloków mieszkalnych zwane swojsko Kalińcem, a główna arteria tego osiedla to oczywiście ulica Barbary i Bogumiła.

W dniach od 16 do 18 września 1989 roku w Kaliszu zostały zorganizowane przez Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk obchody poświęcone stuleciu urodzin autorki Nocy i dni.

Odbył się wówczas szereg imprez: koncertów, przedstawień, wystaw, konkursów. Otwarto zrekonstruowany dworek w Russowie. W ratuszu odbyła się cztero dniowa sesja naukowa poświęcona pisarstwu Marii Dąbrowskiej i jego recepcji.

Uroczystości rocznicowe zaowocowały wydaniem książki pt.: „Księga Kaliska. W stulecie urodzin Marii Dąbrowskiej”, w której znalazły się publikacje „wielkich znawców tematu”. Są wśród nich tak znane nazwiska jak: T. Drewnowski, Z. Libera, J. Kulczycka – Saloni i inni. W przedmowie napisanej przez Tadeusza Drewnowskiego czytamy

„ 06 października 1989 roku obchodziliśmy stulecie urodzin Marii Dąbrowskiej. Inicjatywę uczczenia swej pisarki przejął Kalisz. Stosunki Dąbrowskiej z miastem jej młodości i najstarszym miastem polskim układały się różnorako. To, co miało stać się nimbem, sławy dla Kalisza początkowo było źródłem niechęci. Podobnie jak Lubeka na Buddenbrooków Tomasza Manna, Kalisz krzywił się dość długo na Noce i dnie. Uważano, że powieściowy Kaliniec zdeprecjonował zasługi miasta. Zwłaszcza kręgi inteligencji kaliskiej przyjęły jej przeznaczone kartki Nocy i dni jako obrazę, a kuzynka Dąbrowskiej wystąpiła z osobno opublikowanym pamfletem na pisarkę ( „ czy talent upoważnia – pisała – do żerowania piórem na polach zasługi i zamieniania ich na cuchnące bagna?”). Jeszcze po wojnie, gdy w objeździe po Polsce Dąbrowska zawitała do teatru kaliskiego z wieczorem autorskim, przyjęto ją dość obojętnie. Lody prysnęły dopiero, kiedy podczas wręczania doktoratu honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego w 1957 roku padły pamiętne słowa: „…w mojej osobie nadaliście, panowie, doktorat honorowy mojej ziemi rodzinnej, Ziemi Kaliskiej, Ziemi Wielkopolskiej, która była jednym ze źródeł polskiego języka literackiego, której też honoru dzisiejszego winszuję, kłaniając się nisko z miłością i wdzięcznością” sprowincjonalizowany i zaniedbany wówczas Kalisz po prostu zwariował. Wkrótce w 1800 lecie miasta przyznano Dąbrowskiej honorowe obywatelstwo (…)”[34]

Kalisz miał swoje stałe miejsce w sercu Marii Dąbrowskiej. Dała temu wyraz nie tylko w twórczości, ale również w różnego rodzaju wypowiedziach i wywiadach.

Oddajmy, więc na koniec wędrówki po Kaliszu głos autorce Nocy i dni, niech jej wypowiedź będzie pięknym podsumowaniem

„Dla mnie Kalisz jest już tylko snem dzieciństwa i pierwszych lat młodości. Lecz w tym śnie – jest miastem najpiękniejszym na świecie.

Miastem o najpiękniejszej rzece, najpiękniejszych ulicach, najpiękniejszych mostach, najpiękniejszych nocach i dniach…”

Umiejętność dostrzegania uroków codziennego życia to cecha, która zaowocuje w późniejszej twórczości pisarki. Ta „zgoda na życie”, traktowanie każdego dnia jako podarunku od losu, małego święta, tym ciekawszego, że niewiadomego sprawi, że wspomnienia z dzieciństwa, tak silne i żywe przenikną jej utwory i staną się nierozerwalnie związane z maleńkim skrawkiem kaliskiej ziemi.

Dzieciństwo małej Marii musiało być szczęśliwe, gdyż tylko dziecko wychowane w atmosferze miłości i akceptacji może po latach wspominać je tak wiernie i drobiazgowo, z pogodną nutą spokoju i szczęścia.

Arkadia Marii Dąbrowskiej – niewielki dworek z ganeczkiem otoczony parkiem. Tu uczy się poznawać świat, chłonąc jego niezwykłość i piękno. Później, kiedy nauczy się czytać, w smakowaniu urody życia pomogą jej jeszcze książki. To zamiłowanie do czytania „ wszelkiej literatury” możemy odnaleźć w „ Nocach i dniach” w osobie Agnisi Niechcicówny, bohaterki najbliższej samej pisarce

… „Agnisia między innymi, dlatego lubiła być sama, że pochłaniało ją czytanie. Czytała również właściwie bez wyboru, co jej wpadło do ręki. Czytała zarówno książki dla dorosłych, jak dla dzieci, nie gardziła nawet obrazkowymi czytankami Tomaszka, które zarzucone i podarte wyciągała spod kanap, łóżek i stołów. Podobały jej się opisy nadzwyczajnych przygód, wypadków i podróży, ale najwięcej lubiła wiersze i powieści, w których przedstawione było zwykłe powszednie życie. W jednej z Emilczynych książeczek znajdował się wiersz, zaczynający się od słów: „Bije czwarta, kogut pieje, patrzcie, co się na wsi dzieje”. Zawierał on drobiazgowy opis wszystkiego, co się odbywa godzina po godzinie w domu, w podwórzu i w polu, a to proste rymowane wyliczenie powszednich czynności sprawiało Agnisi niewymowną uciechę. Za pomocą tego wiersza mogła sobie każdy miniony dzień przeżyć jeszcze raz cały od rana do wieczora, a jej było zawsze dnia mało, zawsze chciałaby go mieć raz jeszcze i raz jeszcze…” [35]

W „ Domowych progach” odnajdujemy tytuły książek, z którymi przyszła pisarka zetknęła się we wczesnej młodości. Są to dzieła, których znajomość po dziś dzień

określa naszą polskość: „Trylogia” H. Sienkiewicza i „Pan Tadeusz” A. Mickiewicza.

 

… „Do kolacji było jeszcze trochę czasu. Ściągnięto pannę Celinę na dół, przygwożdżono nawet do stołu młodsze dzieci – niech Agnisia głośno poczyta. Kiedy zaczęła ojciec stanął w progu i także słuchał. Była niedziela. Owszem, bardzo mu się takie zakończenie dnia podobało.

–         Patrzcie – mówił – kiedy Agnisia przerwała, aby przewrócić kartę – jak jej to gładko idzie. Duża już z niej pannica.

Pannica czytała coraz to bardziej potoczyście,

O, wiosno, kto cię widział wtenczas w naszym kraju,

Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju…” [36]

Wśród ulubionych książek młodej Marii znalazła się również „Tajemnicza wyspa”

J. Verne’a, „Nędznicy” W. Hugo, a także klasyka literatury dziecięcej, cudowna opowieść Marii Konopnickiej „ O krasnoludkach i sierotce Marysi”.

Potrzeba pisania również bardzo silnie tkwi w autorce „ Nocy i dni”. Przelewanie na papier wszystkiego, co dzieje się wokół. A dzieje się dużo: natura, ten wieczny kalejdoskop potrafi dostarczyć wrażliwej duszy coraz to nowych wrażeń, no i są jeszcze ludzie, służba i chłopi folwarczni, których sylwetki i codzienne, często nielekkie życie odnajdziemy po latach w cyklu opowiadań „ Ludzie stamtąd”.

Tymczasem jednak w russowskim dworku najstarsze dziecko państwa Szumskich stawia pierwsze kroki w pisarskim rzemiośle

… „ Do pisania swojej powieści Agnisia zabrała się w taki sam sposób, jak do prostowania fałszywych mniemań Tomaszka – z wykluczeniem wszelkiej fantazji.

Usiadła przy stole i opisywała ściśle wszystko, co widzi naokoło. Przy takim wzięciu się do rzeczy opis dnia musiał trwać cały dzień. Trwał więc.

Agnisia zachowywała się w ciągu tego czasu jak istota obrana z rozumu. Przebiegała ze swym zeszytem z pokoju do pokoju, zasiadała na lalczynym stołku w progu między jadalnym a salonem, żeby widzieć od razu, co się dzieje w obu pokojach…”[37]

Kolejnym etapem w życiu młodej Marii Szumskiej będzie nauka na pensji Heleny Semadeniowej. Pobyt w nowym miejscu, możliwość poznania nowych ludzi, przebywanie wśród rówieśniczek to kolejny prezent od życia i kolejna przygoda w życiu Marii.

 

Lata spędzone na pensji Maria Dąbrowska we wspomnieniach przedstawia jako „ najwznioślejszą sielankę”. W opowiadaniu „ Strajk szkolny” odnajdujemy „······fragment, w którym autorka „ Nocy i dni” ciepłym, serdecznym tonem opisuje swoje pierwsze lata szkolne

… „ Było to w pięknym prowincjonalnym mieście Kaliszu – leżącym nad rzeką Prosną, śród wielkich, starych drzew. Uczyłam się tam w polskiej szkole. Nie znałam patriotyzmu pojętego jako nienawiść i bunt. Uczucia te obowiązywały mnie jedynie na lekcjach historii Polski. Poza tym w szkole naszej Polska zdawała się być już dawno niepodległa. Wszystko tchnęło tam życzliwością do świata, do ludzi, do życia. Uczucia te owładnęły także i mną, a owładnęły z tym większą łatwością, że byłam do nich z natury usposobiona.

Rzadkie wizyty rosyjskiego inspektora były w tej naszej szkole traktowane humorystycznie, za nauczycielki rosyjskiego miałyśmy zawsze łagodne, dobre osoby, raczej zażenowane swoją przynależnością do „ rasy panującej” – nauczycielka Niemka była niezrównaną postacią, której pamięć przechowam w sercu do końca życia. W tych warunkach nie było żadnej przeszkody do swobodnego zachwycania się tym, co u Niemców i Moskali wydawało się godne zachwytu…”[38]

Budynek, w którym mieściła się pensja Heleny Semadeniowej, córki znanego pastora parafii ewangelickiej Adama Haberkanta stoi do dziś. Na frontowej ścianie umieszczono tablicę pamiątkową z napisem:

W tym domu mieściła się pensja H. Semadeniowej, do której w latach 1901 – 1904 uczęszczała autorka „ Nocy i dni” Maria Dąbrowska.

W 1904 roku w celu kontynuowania edukacji piętnastoletnia Maria rozpoczyna naukę w klasie piątej Rządowego Gimnazjum, mieszczącego się na Stawiszyńskim Przedmieściu. Po czteroletnim pobycie na pensji H. Semadeniowej w atmosferze szacunku i życzliwości nie może zżyć się z nową szkołą:

… „ Nie chciano mnie tu niczego nauczyć, chciano mnie na każdym kroku jedynie upokorzyć. Kaleczono tu we mnie bez ustanku to, co jest znamieniem człowieczeństwa – godność i wolność. Dotychczas uczucie godności i uczucie wolności istniały we mnie samorzutnie i nigdy nie zadraśnięte, przejawiały się z taką swobodą, że nie czułam ich, jak się nie czuje w sobie własnego zdrowia.

Teraz doznały one pchnięć, które nie dały się zaleczyć, ale które zarazem pozwoliły mi sobie uświadomić, czym jest dla człowieka godność, honor i skarb nad skarby – wolność. Uległam naturalnym i zrozumiałym w tym wypadku uczuciom. Zaczęłam nie cierpieć tych, co chcieli pokonać we mnie istotę i ostoję mojego życia…”[39]

1 lutego 1905 roku wybucha strajk szkolny, w którym uczestniczy także młodzież szkół kaliskich. Lutowe wydarzenia utkwiły głęboko w psychice szesnastoletniej Marii Szumskiej.Zapis tych przeżyć odnajdujemy w „Nocach i dniach”, jak również w opowiadaniu „ Strajk szkolny”, wchodzącym w skład zbioru „ Pisma rozproszone”.

Autorka „ Ludzi stamtąd” nie wróciła już do kaliskiego gimnazjum. Latem 1905 roku zdała egzamin do szóstej klasy w szkole Pauliny Hewelke w Warszawie.

Dalsza edukacja młodej Marii to studia przyrodnicze, najpierw w szwajcarskiej Lozannie, a od 1908 roku na Universite Libre w Brukseli.

Ziemi, która ją wychowała Maria Dąbrowska pozostała wierna, Świadczy o tym jej twórczość, zbiory opowiadań „Uśmiech dzieciństwa” i „ Ludzie stamtąd”, Świadczą wypowiedzi i zapiski w „ Dziennikach”, ale przede wszystkim ukochaniu i przywiązaniu do ziemi kaliskiej daje wyraz najjaśniejsza perła w jej twórczości, jaką są Noce i dnie.

 

Aneta Kolańczyk

wykład dla Stowarzyszenia Geodetów Polskich

 


[1] B. S z a l wstęp w: A. Dziegiecki Stary Kalisz; Kalisz 1993 r., s. 3.

[2] Maria Dąbrowska „ Noce i dnie” tom I s. 168 Nasza Księgarnia W-wa 1996.-

[3] Serbinów jest przekształconą nazwą miejscowości Sabinów znajdującej się wówczas niedaleko Częstochowy ( obecnie w obszarze miasta Częstochowa), w której mieścił się folwark siostry ciotecznej Dąbrowskiej Marii z Leszczyńskich Jełowieckiej. Do roku 1922 pisarka często w nim bywała.

[4] Edward Polanowski „ Maria Dąbrowska. W krainie dzieciństwa i młodości” Wydawnictwo Poznańskie Poznań 1989r.-

[5] Prototypem Anki Niechcicówny z Nocy i dni jest Maria Szumska, córka Franciszka i Florentyny Szumskich. Matka znanej polskiej aktorki Elżbiety Barszczewskiej.

[6] Istnieją rozbieżności w dacie urodzenia Janka. Edward Polanowski podaje rok 1886 i 1887. Tadeusz Drewnowski rok 1887. Skoro jednak dziecko zmarło w 1890 r mając lat 3,5 musiało urodzić się w 1886.

[7] Maria Dąbrowska „ Opowiadania” Czytelnik W-wa 1967 s. 27.-

[8] Miejscowość Rumoka należała do parafii w Kuczborku.-

[9] Maria Dąbrowska Noce i dnie Nasza Księgarnia 1996 t.I s.144.-

[10] Nazwisko Kociełłów w Nocach i dniach nie jest przypadkowe, szwagierka Marii Dąbrowskiej i jej serdeczna przyjaciółka Wanda Dąbrowska była z domu Kociełłowa.-

[11] Maria Dąbrowska Noce i dnie Nasza Księgarnia 1996 t.I s.181.-

[12] Maria Dąbrowska Noce i dnie Nasza Księgarnia 1996 t. 1 s. 179.-

[13] Gustaw Łodzia – Kurnatowski, właściciel Poklękowa. Kurnatowski to pierwowzór Leona Woynarowskiego – właściciela Pamiętowa. ( Pamiętów pojawiający się w Nocach i dniach jest nazwą złożoną z Pamięcina leżącego ok. 4 km od Russowa przy trasie Kalisz – Września i Poklękowa wsi pomiędzy Russowem a Pamięcinem). Zmarł on 31 grudnia 1905 r w wieku 62 lat. Został pochowany w rodzinnym grobowcu w Russocicach w powiecie konińskim.-

[14] Piątki Literackie – grupa kobiet pod przewodnictwem Felicji Łączkowskiej stworzyła w 1891 r instytucję pośrednią między salonem literackim, a nielegalnym stowarzyszeniem kulturalnym. Zebrania odbywały się zawsze w piątki, stąd nazwa.-

[15] Emilia Bohowiczowa „ Kaliniec a rzeczywistość”, W-wa 1935.-

[16] Patrz przypis 17.-

[17] Edward Polanowski „ Maria Dąbrowska. W krainie dzieciństwa i młodości” Poznań 1989.-

[18] Patrz przypis 17.-

[19] Dziś Górnośląska 15.-

[20] Jadwiga Szumska – najmłodsza siostra Marii Dąbrowskiej, nauczycielka, polonistka zginęła w Powstaniu Warszawskim w 1944r.

[21] Edward Polanowski „ Russów w życiu i twórczości Marii Dąbrowskiej” w Księga Kaliska. W stulecie urodzin Marii Dąbrowskiej. Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk  Kalisz 1996 r.-

[22] Fakt ten odnotowany jest w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej – dopisek autorki.-

[23] Na bale do Towarzystwa Cyklistów chodziła również Anka Niechcicówna.

[24] Faktycznie – ulica Babina.-

[25] Środkiem ulicy Babina płynął kanał „ Babinka”, który został zasypany w czasie II wojny światowej. Do jego zasypanie Niemcy użyli wszystkich książek znajdujących się w bibliotekach oraz skonfiskowanych ludności polskiej

[26] Maria Dąbrowska Noce i dnie Nasza Księgarnia W-wa 1996 r tom I s.511-512.-

[27] Maria Dąbrowska Noce i dnie Nasza Księgarnia W-wa 1996 tom II s.448.-

[28] Tamże s.386.-

[29] W rzeczywistości Aleksandra Schauba. Była to najbardziej ekskluzywna cukiernia w mieście.-

[30] dziś ulica Zamkowa.-

[31] tamże s 385.-

[32] Maria Dąbrowska „ Domowe progi”

[33] Tamże t. I s. 468.-

[34] Księga kaliska. W stulecie urodzin Marii Dąbrowskiej. Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk Kalisz 1996 s. 3.-

[35] Maria Dąbrowska „Noce i dnie.” Nasza Księgarnia Warszawa 1996, tom I,s.269.

[36] Maria Dąbrowska „Domowe progi” Czytelnik Warszawa 1969,s.60

[37] Tamże, s.29

[38] M. Dąbrowska „ Strajk szkolny” w „ Pisma rozproszone” s. 136

[39] Tamże, s.137

 

Maria Dąbrowska – Aneta Kolańczyk

internetowe wydanie publikacji z 2001 dostępne na stronie http://www.info.kalisz.pl/„Kalisz i Russów w twórczości Marii Dąbrowskiej”

 

NENUFARY Z „NOCY I DNI”, Maria Duszka

     Piorunów leży na granicy powiatu łaskiego i zduńskowolskiego, w odległości około 3 kilometrów od Kwiatkowic. Niewiele osób wie, że w tutejszym dworze powstawały fragmenty „Nocy i dni”. Właścicielem Piorunowa w okresie międzywojennym był Lucjan Niemyski. Jego ojciec Leon był fabrykantem i socjalistą. Wydawał i współredagował tygodnik „Ogniwo”. Zaprzyjaźnił się wówczas ze Stanisławem Stempowskim, pisarzem, Wielkim Mistrzem polskiej loży masońskiej, późniejszym towarzyszem życia Marii Dąbrowskiej.

    Po raz pierwszy pisarka przyjechała do Piorunowa 14 kwietnia 1927 r. Pod tą datą notuje w „Dzienniku”: „O pierwszej w południe wyjeżdżam z Paneńkiem (tak nazywała Stempowskiego – przyp. M.D.) i senatorem Posnerem do Piorunowa do pp. Niemyskich.” Pod koniec następnego roku Dąbrowska zapisała: „21 grudnia wyjechaliśmy ze Stachem do Piorunowa (…). Opracowałam tam czwartą redakcję pierwszych siedmiu rozdziałów mojej powieści. Ale to już chyba będzie redakcja ostateczna.” Ponownie przebywała tutaj jesienią 1933 r. „Rano o siódmej z panem Lucjanem w Woli Łoguckiej (powinno być Łobudzkiej – przyp. M.D.), gdzie młynkowano owies z łubinu. Młynkowałam sama przez pół godziny. Potem wróciliśmy do Piorunowa na śniadanie, a o dziewiątej pojechaliśmy do Szadku, gdzie ładowano owies do wagonów na dostawę dla wojska. Tym razem był z nami Maksencjusz, który pokazał mi w szadkowskim kościele bardzo ciekawe średniowieczne freski, odgrzebane świeżo spod tynku.” – zapisała 21 października. Podróżując do Szadku i z powrotem, pisarka uczyła się jeździć samochodem Niemyskiego. Choć nie obyło się po drodze bez kilku lekkich „wpadek”, wyprawa ta sprawiła jej dużą przyjemność. Dwa dni później zanotowała: „Dziś rano byłam przy drenowaniu podwórza (głównie o to drenowanie mi idzie, bo Bogumił ma drenować Serbinów) – następnie przy kopaniu marchwi pastewnej. Było zimno, ręce marzły przy robocie.”

    Po raz ostatni pisarka była w Piorunowie tuż przed wybuchem wojny, w czerwcu 1939 r. W czasie okupacji Dąbrowska i Stempowski cierpieli biedę. Mieszkający wówczasw Podkowie Leśnej Niemyscy pomagali im ofiarowując żywność i węgiel. Z kolei po wojnie dawni właściciele Piorunowa znaleźli się w trudnej sytuacji i wtedy Dąbrowska wspomagała ich finansowo.

    Dwór w Piorunowie do lat 70-tych zamieszkiwali pracownicy PGR-u. Potem został odrestaurowany i zorganizowano w nim ośrodek kolonijny sieradzkiej Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Od początku lat 9O-tych obiekt przechodził z rąk do rąk kilku kolejnych prywatnych właścicieli. (…)

    Za dworem znajduje się staw, na którym każdego roku kwitną nenufary. Właściciel stawu twierdzi, że rosną tutaj od kiedy pamięta. Kto wie, może słynna scena z Toliboskim, zrywającym dla Basi nenufary, przyszła pisarce do głowy właśnie w Piorunowie…

Artykuł opublikowany na łamach „Kalejdoskopu” (2002, nr 7-8 s. 29)

 

Biedny mały „papagajczyk”. Anna Kowalska o Marii Dąbrowskiej.

Aneta Kolańczyk [Teresa Rudowicz]

Szkoda, żeśmy się spotkały, że nie trafiła na kogoś, kto by zgodził się nie być – oddał się jej i żył jej życiem, nie własnym, pisze w Dziennikach Anna Kowalska 15 lipca 1952 roku. To zdanie-wyznanie, nie jedyne zresztą, odsłania kulisy życia z Marią, pokazuje je z innej strony, przez to jeszcze bardziej ciekawi i intryguje.

Jakie cechy osobowości sprawiały, że ta niepozorna, na pierwszy rzut oka mało atrakcyjna kobieta, potrafiła wywołać skrajne emocje i wielkie namiętności? Drobna, niewysoka, z widocznym zezem i włosami ściętymi „na pazia”, bez makijażu, często w prostych, męskich garniturach, przypominała raczej chłopca. Była typem dziewczyny-kumpla, cenionym za intelekt, który, również dla niej samej, miał pierwszorzędne znaczenie. Mawiała często, że jej partnerzy życiowi stanowili prawdziwe uniwersytety i nie było w tym odrobiny przesady. Zarówno Marian Dąbrowski, Stanisław Stempowski, jak i Anna Kowalska dawali Dąbrowskiej coś więcej niż tylko erotyczną fascynację. Sama, mając otwarty umysł, i ciągły, nigdy nie zaspokojony  głód wiedzy, przyciągała do siebie osoby o podobnych cechach. Dawało to korzyści obu stronom. O małżeństwie Marii i Mariana Grażyna Borkowska pisze: stanowili parę niezwykłą: aktywną i niekonwencjonalną, twórczą i niesytą wrażeń, wzajemnie inspirującą się do działania.[1]

Dzięki Marianowi, powtarzając za Tadeuszem Drewnowskim, prowincjuszka z Russowa weszła w sam środek świata, zetknęła się z polską masonerią, która później, już za sprawą Stempowskiego, przyciągnie do mieszkania na Polnej całą inteligencką socjetę. Znajomi i przyjaciele Stempowskiego, zarówno z kręgu masońskiego, jak i ze środowiska rosyjskiej „białej” emigracji, dodawali Dąbrowskiej i jej domowi dodatkowego splendoru, przede wszystkim jednak, obcowanie z nimi, długie, niekończące się dyskusje, rozwijały ją, otwierały na nowe możliwości i perspektywy, także zarobkowe. Kontakt z literaturą rosyjską, głównie za sprawą Dymitra Fiłozofowa, zaowocuje później nie tylko tłumaczeniem Czechowa, ale sprawi, że Dąbrowska będzie postrzegana, jako znawczyni kultury rosyjskiej.[2]

Bystry umysł, łatwość uczenia się, nieprzeciętna inteligencja, robiły z niej pożądanego w towarzystwie partnera do rozmowy. Żywiołowy temperament Marii, charakterystyczny błysk w oku, lekko frywolny ton, który narzucała w rozmowach z niektórymi osobami, sprawiał, że jej oddziaływanie na innych było ogromne. Ponieważ głównym źródłem życiowej i pisarskiej energii była dla niej miłość, szukała tej miłości, zakochiwała się łatwo, zawsze czerpiąc ze związków pewien rodzaj natchnienia, inspiracji, twórczej aktywności.

Nie inaczej było w długim, trwającym ponad dwadzieścia lat, burzliwym związku z Anną Kowalską. Osobowość Kowalskiej, jej intelekt, niezwykle trafne i wyraziste obserwacje cenił Iwaszkiewicz, Słonimski, Miłosz, Żukrowski i wielu innych. Nie dziwi więc fakt, że osoba Anny, jej, jak ją nazywa „efektowna umysłowość”, podziałały i na Dąbrowską. Obie czerpały z tego związku, obie nawzajem wpływały na siebie, były dla siebie inspiracją, ale z Dzienników Kowalskiej  jasno wynika, że nie była to łatwa miłość, która być może zabrała Annie więcej niż zdołała jej ofiarować.

Kowalska pisze wprost o bestialskim egoizmie Marii, o braku przyzwoitości wobec drugiego życia[3]. Zawsze w cieniu talentu Dąbrowskiej, nie dość ceni swój, czuje się gorsza, denerwuje się, kiedy wielokrotnie znajduje w zapiskach przyjaciółki własne opinie i sądy.

25 września 1955 pisze:

Ona [Maryjka] kiedyś urośnie. Ona będzie wielka – ja będę tą, która była jej przyjaciółką. Ale nikt się nie domyśli, ile jest ze mnie we wszystkim, co teraz pisze. Tak dawniej we dworach, gdy latem przysłano róże cięte, wbijano łodygę w ogórek, aby róża się dobrze trzymała. Ja jestem tym ogórkiem.

Nieco dalej w Dziennikach zapis opatrzony datą 22 września 1958: W Komorowie Maryjka daje mi do przeczytania przepisane na maszynie Dzienniki z 1952 roku. Ciekawa dla mnie lektura – przeżycie. Myślę, że kiedyś zainteresuje innych. Wiele jest ze mnie – bez podania źródła. Widzę przytoczone moje lektury, moje powiedzenia – jako anonimowe lub raczej Maryjczyne. Jest w tym coś ze wspólnej przyjaźni, z tego, co wspólne, łączące, ale też i ze sprzedania duszy diabłu.

Dziś trudno ocenić ile w Marii było Anny i ile w Annie Marii. Wspólne życie, podobne zainteresowania, pasje, wspólni znajomi, musiały zaowocować wzajemnym przenikaniem się opinii, które obie traktowały jak własne.

Silny egocentryzm Dąbrowskiej, jej humory, szorstkość, nawet niechęć, jaką jawnie okazuje Tuli, jedynej córce Anny, budzi sprzeciw, ale niczego nie zmienia.

Trudny, władczy charakter Marii, potrzeba uwielbienia, poklasku, wymagał rezygnacji z własnych potrzeb, podporządkowania się, całkowitego oddania. Często przeciw sobie. Przeciw sobie – tak Kowalska miała zamiar zatytułować swoje dzienniki.

Burzliwe, pełne napięć, czasem jawnych gromów, wspólne bycie, mniej męczy niż oddalenie. Rozłąkę obie znoszą źle. 30 marca 1943 Kowalska pisze:

Drżę na myśl o zbliżającym się pierwszym, kiedy się przeniosę stąd [z mieszkania Dąbrowskiej przy ul. Polnej w Warszawie]. Rano budząc się nie będę słyszała oddechu M. W nocy tak lubię czuć w ciemności tamtą obecność.

Silne, wyraziste osobowości, talent obok talentu, pasja obok pasji, kiedy są razem iskrzy, ale jest to iskra twórcza, niezbędna by wywołać ogień. I choć wielokrotnie Anna nazywa to uczucie złą miłością, trucizną, choć chwilami męczy ją zależność od przyjaciółki, także finansowa, wyznaje: Zawdzięczam jej niezmiernie wiele. To była moja wielka szansa.[4]

Dąbrowska swoich Dziennikach także sporo miejsca poświęca Annie, widać, że Kowalska jest bardzo ważna w życiu pisarki, wspólne obcowanie, rozmowy, podróże, są siłą napędową, natchnieniem, wartością nadrzędną. Niezbędną, by żyć i by tworzyć. Pisanie, podobnie jak miłość, było sensem życia Dąbrowskiej, później, kiedy miłość stała się przywiązaniem, potrzebowała uznania. Tylko „szałowe” powodzenie wprowadza M w dobry humor. Wciąż łaknie oznak uwielbienia, sukcesu. Jak tylko przestaje działać ten bodziec, popada w melancholię i w  depresję, a często w złość.[5]

Anna Kowalska trwa wiernie przy Marii, i kiedy ta starzeje się przykro, i kiedy zapada na zdrowiu. Jest, trzyma za rękę, pociesza. 25 maja 1965 roku zapisuje: Umarła Maryjka, przeżyłam ciężką jej agonię, ubierałam ją wraz z Elą[6] po śmierci.

Tyle. Sucho, rzeczowo. Dalej jest jeszcze sprawa testamentu Dąbrowskiej i zdanie: Nie wymieniła mnie w liczbie osób mających czuwać nad jej spuścizną. Wstrzymuję swój sąd.

Żal po stracie przyjaciółki, towarzyszki życia, pojawia się później i rozpisywany po wielokroć, sprowadza się do jednego wniosku: Kochałam ją nie tylko dla siebie. Także dla niej.[7]

Śmierć Dąbrowskiej uzmysłowiła Annie coś jeszcze – samotność Marii i głęboką, wewnętrzną niezgodę na siebie samą.

29 lipca 1965 roku Kowalska jest w Komorowie, pierwszy raz bez przyjaciółki. Zapisuje wówczas, chyba najbardziej poruszające zdanie:

To, co wyjawiła śmierć, było małe, liche, biedne. Szkoda. Biedny mały „papagajczyk”, jak ją nazywał pan Stanisław[8]. Brakło kogoś, kto by jej podsunął inną wersję jej samej.



[1] Grażyna Borkowska Maria Dąbrowska i Stanisław Stempowski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999r, s.55

[2] Ibidem, s.47

[3] Anna Kowalska Dzienniki 1927-1969, Iskry, Warszawa 2008r., s.92

[4] Ibidem, s.352

[5] Ibidem, s.340

[6] Ela – Gabriela z Szumskich Lipkowa (1929-1983), bratanica Marii Dąbrowskiej, artysta plastyk, pracownik Muzeum Narodowego w Warszawie

[7] Anna Kowalska Dzienniki, op.cit., s 423

[8] Stanisław Stempowski (1870-1953), publicysta, działacz polityczny, długoletni towarzysz życia Marii Dąbrowskiej.

artykuł ukazał się w Kalisii Nowej (nr 1-2-3/2011)