5 LAT ŁYŻKI!

10 października  2015 roku minęło dokładnie 5 lat od założycielskiego spotkania naszego stowarzyszenia. Pokusiłam się o rodzaj résumé na łamach Gazety Literackiej Migotania (poniżej cały artykuł, wersja papierowa dostępna w MPiKu – polecam przy okazji, wersja pdf – dostępna tu: GAZETA LITERACKA MIGOTANIA, nr 3 (48) 2015, artykuł na str. 30-33).

migotania 3 48 2015

migotania1 migotania2

Pod artykułem zamieszczam głosy kilku zaprzyjaźnionych z nami osób, za które serdecznie dziękuję. Gdyby ktoś miał życzenie napisać kilka słów, proszę o przesłanie, z wdzięcznością opublikujemy. Natomiast TU jest strona, przez którą najlepiej dotrzeć w uporządkowany sposób do naszych archiwów.

Iza Fietkiewicz-Paszek

Stowarzyszenie Promocji Sztuki Łyżka Mleka z siedzibą w Kaliszu jest organizacją pozarządową powstałą w 2010 roku. Obecnie zrzesza 40 członków zwyczajnych (pisarzy, poetów, malarzy, fotografików, animatorów kultury, ale przede wszystkim – a to najcenniejsze – miłośników sztuki) i 7 członków honorowych. Łyżka Mleka zajmuje się organizacją spotkań autorskich, recitali, wystaw, spektakli teatralnych, warsztatów dla dzieci i młodzieży, pielęgnowaniem pamięci o nieobecnych pisarzach, wydawaniem książek. Szczególną misją stowarzyszenia stało się przywracanie pamięci o Wandzie Karczewskiej, a najważniejszą imprezą – organizowany co roku w listopadzie Ogólnopolski Festiwal Poetycki im. Wandy Karczewskiej. Tyle formalnie.

A teraz osobiście. Łyżka Mleka to takie małe kulturalne szaleństwo powstałe ze spotkania garstki osób i sumy ich pasji. Kto kiedykolwiek próbował mierzyć się z organizacją imprez kulturalnych bądź prowadził stowarzyszenie non profit (o jakimkolwiek profilu), rozumie poprzednie zdanie doskonale. Nieco statystycznie, nieco sentymentalnie, czasem głosami członków i przyjaciół Łyżki – po pięciu latach spróbuję nas podsumować.

Iza Fietkiewicz-Paszek

sekretarz stowarzyszenia

 

Od mrzonki przy kawie do instytucji kulturalnej

Łyżka Mleka równie dobrze mogłaby nazywać się Filiżanka Kawy i to byłaby prawda, bo idea stowarzyszenia narodziła się w kawiarni Belle epoque, w której bywałyśmy z Izą nader często. Iza pracowała wówczas nad tomem swoich sonetów-ekfraz. Kiedy trzeba było wymyślić nazwę, jeden z jej wierszy pisany do obrazu Marca Chagalla, pod tytułem „Łyżka mleka”, od razu wydał się Markowi Radeckiemu idealną nazwą stowarzyszenia promującego sztuki wszelakie. To było pięć lat temu. Nie wiedziałyśmy jak się zakłada stowarzyszenie, jak się robi festiwale, wystawy, koncerty i wiele innych rzeczy. Wiedziałyśmy, że chcemy zapraszać do Kalisza współczesnych poetów, i że razem z naszymi przyjaciółmi jesteśmy w stanie zrobić wiele. I robimy. Lepiej, gorzej, ale konsekwentnie. W tym roku odnotujemy piątą edycję Festiwalu Poetyckiego im. Wandy Karczewskiej, imprezy, która, mamy nadzieję, zapisała się już na stałe w kalendarzu miejskich imprez, a która sprawia, że w listopadzie wszystkie drogi prowadzą nad Prosnę. Każdy z nas, mrówek-robotnic, to inna osobowość i każdy ma do zaoferowania coś, czego nie ma nikt poza nim. Pewnie dlatego nasze działania są szerokie i różnorodne. A teraz najważniejsze! Lubimy się w tej naszej łyżce, wybaczamy sobie błędy, potknięcia, humory, stanowimy zespół i to dobrze rokuje na kolejną pięciolatkę. [Aneta Kolańczyk]

W 2010 roku zrodziła się idea. Zrodziła się równolegle (nie chcę powiedzieć, że niezależnie od siebie) w dwóch głowach – Anety Kolańczyk i mojej. Od niedawna kręciłam się po literackim światku – pisząc, publikując już niekiedy w prasie, czasem publicznie prezentując się tu i ówdzie w Polsce. Za moment miałam wydać debiutancką książkę poetycką. Aneta dopiero stawała się Teresą Rudowicz, tzn. dorastała do debiutu w roli poetki. Ale za to była doświadczoną popularyzatorką literatury i regionu. Miała na koncie publikacje kilkudziesięciu artykułów w prasie i kilku książek dotyczących literatury i literatów Wielkopolski, prowadziła przez 2 lata autorską audycję radiową pt. „Na naszej ziemi rodzą się twórcy”. Poza tym zajmowała się organizacją imprez kulturalnych i charytatywnych, wystaw, jurorowaniem w konkursach recytatorskich, konferansjerką etc. Jako wiceprezeska kaliskiego Stowarzyszenia im. Haliny Sutarzewicz miała też pojęcie, czym w ogóle jest stowarzyszenie. Ja go nie miałam. Ale wspólne popołudnia przy kawie zobowiązują.  Nasza idea przybrała więc realne kształty. 12 października 2010 roku głosami 16 członków-założycieli powołaliśmy do życia Stowarzyszenie Promocji Sztuki Łyżka Mleka.

Samorealizująca się przepowiednia?

Nie uzgadniając z nikim treści tzw. misji naszego noworodka zapisałam na stronie internetowej (www.lyzkamleka.poezja-art.eu) informację, czym mamy zamiar się zajmować. Stowarzyszenie skupia ludzi, którzy czują potrzebę tropienia, organizowania i zagospodarowywania literackiej, muzycznej, plastycznej i każdej innej artystycznej przestrzeni wokół siebie. Łyżka Mleka ma siedzibę w Kaliszu, co nie znaczy, że chce zamknąć swoją aktywność w jego granicach. Zapraszamy do współpracy każdego, kto czuje, że jego artystyczny czy organizacyjny potencjał rozmywa się w tzw. codzienności.

Ponad setka poetyckich głosów

Statystyczne podsumowanie zacznę od naszego flagowego cyklu pt. zwiersz się z nami pod wieczór. Kalisz nigdy nie był kulturalną pustynią, mimo narzekań na „nic się nie dzieje”. Dzieje się. Zawsze się działo. Może tylko (co łatwo zdiagnozować jeżdżąc do innych miast na festiwale literackie czy choćby na wieczory autorskie) brakowało spotkań ze współczesnymi poetami. Od wypełnienia tej niszy postanowiliśmy zacząć, korzystając z gościny kaliskich kawiarni (nieistniejąca juz dziś Lawenda, Anabell, Komoda, KTW), Zamku w Gołuchowie czy Centrum Kultury i Sztuki.

Postawiliśmy na dbałość o szczegóły, o ile szczegółem można nazwać rozdawane gościom wieczorów arkusze z fragmentami twórczości, zdjęciami, recenzjami, niekiedy głosami innych poetów o bohaterze wieczoru zebranymi specjalnie na spotkanie albo przygotowywane przez członków stowarzyszenia (niekiedy przez uczniów) czytanie lub recytacja utworów naszych gości czy oprawa muzyczna.

Kogo gościliśmy? Zaczęło się od wieczoru Doroty Ryst i Sławomira Płatka, rodziców Stowarzyszenia Salon Literacki z siedzibą w Warszawie, organizacji bliskiej nam również z tego względu, że powołanej do życia w tym samym czasie co Łyżka. Trudno byłoby wymienić listę poetów, których zaprezentowaliśmy przez 5 lat, i kogoś nie pominąć, ponieważ było ich ponad stu. Począwszy od debiutantów poprzez mniej czy bardziej znanych, a skończywszy na pierwszej lidze współczesnej poezji polskiej.

Literacki Rekonesans, czyli przed debiutem wystąp

Na tle wieczorów autorskich twórców obecnych już w „poetyckim obiegu” należałoby odnotować cykl 10 spotkań prezentujących młodych kaliskich debiutantów-amatorów prowadzonych przez Izabelę Rott i Monikę Jangas, studentki filologii polskiej. Oczywiście, większość młodych autorów uzna wkrótce swoją przygodę z pisaniem za młodzieńczy wybryk, nieliczni trwale zapadną na poetycką gorączkę. A jednak warto – dla jednych i drugich pierwsze publiczne otwarcie szuflady to święto.

Proza z najwyższej półki

Prozą na spotkaniach Łyżki mówi się nieco rzadziej niż wierszem, jednak jeśli już się mówi – to wyłącznie tą najwyższej próby. W ostatnim roku zaproponowaliśmy spotkanie z Karolem Maliszewskim i Grzegorzem Strumykiem, wcześniej poruszającą rozmowę z Mikołajem Grynbergiem o jego książkach „Ocaleni z XX wieku” i „Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne”, w ubiegłym roku dwa niezwykłe wieczory: z Hanną Krall i z Wiesławem Myśliwskim. O tym ostatnim tak pisał Leszek Żuliński:

Moja podróż do Kalisza (10 maja) z Wiesławem Myśliwskim była wielce udana. Mistrz dał się namówić, a czyni to raczej niechętnie i nieczęsto. Wracał stamtąd jednak usatysfakcjonowany.

Sala Miejskiego Centrum Kultury była nabita po brzegi. Nasza rozmowa trwała dobrze ponad godzinę. A Myśliwski mówi fascynująco. Ma poukładaną wiedzę w sprawie literatury, potrafi mówić nie tylko o sobie, ale też o procesach i zjawiskach, jakie towarzyszyły jego – już ponad 80-letniemu – życiu. Jest w znakomitej formie. Ma rzadki dar syntetyzowania wielu spraw i oceniania ich z lotu ptaka, także z podglebia, z którego rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę. To było spotkanie utrzymane w ciepłym klimacie i w ważnych, „gęstych” treściach.

Jeden z dystrybutorów książek Wiesława Myśliwskiego przywiózł ich sporo (Wydawnictwo Znak wznawia teraz wszystkie powieści Mistrza) i trzeba było zobaczyć tę kolejkę, jaka ustawiła się, by je kupować. A potem czekała wytrwale w długim ogonku, by zdobyć dedykację Autora

To, co widziałem było poniekąd żywym zaprzeczeniem naszych trosk o spadek czytelnictwa, o uwiąd literackich zainteresowań. „Naród” był zachwycony Myśliwskim! Może tu jest gdzieś pies pogrzebany? Książek mamy zalew, przeciętniactwo dominuje, a gdy pokaże się ceniony autor, naprawdę dobry, to ówże „naród” biegnie, by go wysłuchać, dotknąć, zobaczyć, poczytać. Sukces Myśliwskiego jest ponadto na tyle interesujący, że pisarz ten nie jest celebrytą, jego książki wymagają solidnego czytelnika. I nawet jeśli na sali było trochę „gapiów”, to publiczność ta udowodniła swoje kompetencje i szczere zainteresowanie dobrą literaturą. [Leszek Żuliński, http://www.zulinski.pl]

Muzyka

Przez 5 lat Zorganizowaliśmy kilkanaście koncertów i recitali, w których można było usłyszeć ponad 50 muzyków, zarówno amatorów (w tym uczniów, dla których występ był debiutem), jak i uznanych artystów. Poza „regularnymi koncertami” zawsze możemy liczyć na muzyczne wsparcie Patrycji Kliber, Ireny Piechoty i Dominiki Kaczały. Tzw. „oprawa muzyczna spotkania” często oznacza skomponowanie muzyki do tekstu gości, jak na wieczorach Teresy Nietykszy i Bogdana Zdanowicza czy Romy Jegor i Krzysztofa Tomanka. Niejako przy okazji rodzą się więc piosenki, które dla samych autorów są niespodzianką, i które żyją później swoim życiem.

Nie tylko oprawiamy muzycznie. Bierzemy udział w większych przedsięwzięciach (np. jako współorganizator Wieczoru poezji i piosenki francuskiej C’est la vie), innym razem samodzielnie organizujemy duże imprezy, jak np. Kaliski Tygiel Kulturowy pt. „Była tu kiedyś ulica Złota”. Wtedy po raz pierwszy wybrzmiały piosenki, które okazały się impulsem dla powstania projektu Rozmark Café (o którym więcej poniżej).

Poza własnymi produkcjami – proponujemy publiczności recitale uznanych artystów. Wszystkich wymienić się nie da, wspomnę więc jedynie o dwóch znakomitych, niezapomnianych koncertach: zespołu Klezmerado i Tamary Kalinowskiej z Piwnicy Pod Baranami. Festiwal im. Wandy Karczewskiej w tym roku uświetnią dwa muzyczne wydarzenia – Marii Mayer i kaliszanki, Marzeny Ugornej.

Nie sposób pominąć współpracę Łyżki z zespołem Kalimba, grupą młodych krakowskich muzyków skupionych wokół Magdaleny Harasimowicz. Na I Festiwalu im. Wandy Karczewskiej w 2011 roku Kalimba zaistniała koncertem złożonym z utworów do tekstów Karola Samsela, w kolejnym roku muzycy przygotowali program z opracowaniem Spaceru w alei parkowej” i innych wierszy Wandy Karczewskiej. I piękne, i niezwykłe wydarzenie, tym ważniejsze, że wpisało się w nasze już wtedy zaawansowane starania o przywrócenie patronce festiwalu należnego miejsca w czytelniczej świadomości.

Muzyka tak naprawdę była z nami od pierwszego spotkania na Zamku, na którym obok poezji – Patrycja Kliber, Beata Dąbrowska (prezeska Łyżki Mleka) i Jurek Szukalski zaśpiewali tanga do moich tekstów. Poproszona o kilka słów podsumowania naszej pięciolatki Dorota Ryst zaczęła od tego właśnie wieczoru.

To już pięć lat? A przecież „dopiero co” czekaliśmy z drżeniem czy zapełni się sala gobelinowa zamku w Gołuchowie, czy zjawią się goście na pierwszej imprezie organizowanej przez powstające właśnie Stowarzyszenie Promocji Sztuki Łyżka Mleka. Udało się, trzeba było dostawiać krzeseł. Miałam przyjemność brać udział w tym wydarzeniu. Czytaliśmy razem ze Sławkiem Płatkiem wiersze, Jerzy Szukalski śpiewał, młodzi ludzie tańczyli tango, towarzyszyła temu wszystkiemu dobra muzyka. Po raz pierwszy zaprezentowano logo „Łyżki”, zebrano sporą kwotę na cel charytatywny. Tak to się zaczynało. A potem cykl „Zwiersz się z nami pod wieczór”, „Kaliski Tygiel Kulturowy”, Konkurs na utwór dla dzieci, spotkania ze znakomitymi pisarzami i poetami, wydawanie książek, no i przede wszystkim kolejne edycje Festiwalu im. W. Karczewskiej – nie sposób w krótkim tekście wymienić wszystkiego. Na szczęście co roku, właśnie przy okazji festiwalu, ukazuje się specjalne wydawnictwo z podsumowaniem tego, co się zdarzyło.

Piszę to wszystko jako ktoś, kto od początku towarzyszy i wspiera i bardzo docenia to, że jest honorowym członkiem „Łyżki”, ale też jako przedstawiciel rówieśnika – Stowarzyszenia Salon Literacki, który wie aż za dobrze, że to wszystko nie robi się samo, że za tymi wszystkimi zdarzeniami kryje się praca konkretnych ludzi. Dla mnie tymi osobami, z którymi szczególnie „jest mi po drodze” są Aneta Kolańczyk i Iza Fietkiewicz-Paszek (nota bene od początku tworzące też Salon Literacki). Więc to na ich ręce składam podziękowanie dla wszystkich, dla całej kaliskiej ekipy. I już nie mogę się doczekać połowy listopada i V Festiwalu im. Wandy Karczewskiej. [Dorota Ryst]

Rozmark Café

Łyżka Mleka to także pokrewieństwo z zespołem Rozmark Café – zespołem Patrycji Kliber występującym z autorskim recitalem muzyki żydowskiej.

Koncert Rozmark Café ma w sobie coś z fenomenu: przenosimy się w epokę sprzed lat do sztetla, z którego wyłaniają się duchy i fluidy zatopionej żydowskiej Atlantydy. Muzyka Ireny Piechoty i Dominika Piechoty oraz teksty Izabeli Fietkiewicz-Paszek i Teresy Rudowicz z zagadkową empatią przywróciły do życia to, czego już nie ma. Ożywiły cienie. Wypowiedziały ból żydowskiego losu. Przeniosły nas w straszne lata, które dziś można pięknie, choć nadal boleśnie wyśpiewać. Koncert to niezwykły, po którym jesteśmy bliżej z tymi, których pochłonął Czas. [Leszek Żuliński]

Piosenki zrodziły się „na pniu”, z potrzeby, niemal w biegu – kiedy tworzyliśmy pierwszą imprezę cyklu Kaliski Tygiel Kulturowy, włączono naszą imprezę w program III Dni Kultury Żydowskiej w Kaliszu. Wypadało zaproponować coś szczególnego. Okazyjnie skrzyknięty wtedy zespół – dziś w nieco zmienionym składzie – zaczął od tego czasu koncertować, a dziś już wiadomo, że w przyszłym roku ukaże się płyta.

A Muzyka? Klezmerska. Ze wszystkimi jej przymiotami. Więc instrumentarium – tutaj wyróżniłbym w aranżacjach rolę klarnetu i skrzypiec, którym przyzwoicie sekundują gitara basowa i fortepian. Stonowana perkusja. Zespół gra żywiołowo, z wyczuciem formy specyficznej dla tego rodzaju muzyki. To poziom wynikający zarówno z wykształcenia instrumentalistów, jak i ich zaangażowania w kultywowanie tego rodzaju przedstawień muzycznych. Osobną w zespole jest rola solistki. Patrycja Kliber z pięknym, czystym, o nieskazitelnej intonacji głosem. Świetna artykulacja, wibrato, modulacja, umiejętne operowanie wszystkimi funkcjami głosu, cyzelowanie tekstów, stosowne wykorzystywanie forte i piana, zawieszania głosu. „Układanie” pieśni w formie miniaturowego dramatu. W całości widać radość grania, przekazywania Muzyki tym, którzy przed estradą. [Zygmunt Marek Piechocki]

Kaliski Tygiel Kulturowy

Szybko okazało się, że kaliska przestrzeń szczególnie nasycona jest historią i jej przenikliwymi głosami. Przynajmniej raz w roku wraca się do dawnego Kalisza, w którym żyli Polacy, Rosjanie, Żydzi, Niemcy, Ormianie, Grecy. „Żyli, nawet jeśli nie ze sobą, to obok siebie. Nie przeciw sobie. Dzisiaj nie ma tamtych ludzi ani miejsc, które należały do nich i do ich kultury. Nie pozostało niemal nic. Próbujemy szukać tego niemal” – czytam na stronie stowarzyszenia. Idea powrotu i nawiązywania legła u podstaw imprezy o nazwie Kaliski Tygiel Kulturowy. W jej ramach najpierw odbył się cykl spotkań pod hasłem „Była tu kiedyś ulica Złota”, uwieńczonych spektaklem „Świat unicestwiony”, potem odkryto i zaprezentowano rękopisy Melanii Fogelbaum („Drzwi otwarte na nicość”), we współpracy z gminą Koźminek zorganizowano koncert „Rozmark Cafe. Ogrody pamięci”, zaprezentowano spektakl „Siedem źdźbeł” na podstawie poezji Awroma Suckewera, a z ideą wielokulturowego dziedzictwa dotarto również do uczniów kaliskich szkół, wciągając ich do udziału w konkursie literackim „Na jednej ziemi”. Rozstrzygnięcie ostatniej, trzeciej, edycji połączono ze spotkaniem z Jehudit Kafri, autorką książki o Zosi Poznańskiej. [Karol Maliszewski, Dwutygodnik.com]

Łyżka Mleka to także czułość dla naszej Małej Ojczyzny, dla tego, co nazywa się ładnie dziedzictwem kulturowym. Za nami wiele imprez popularyzujących twórczość miejscowych artystów, ale dbamy też o tych, którzy sami o siebie zadbać już nie mogą. Pielęgnujemy pamięć o wielokulturowych korzeniach Kalisza.

„Była tu kiedyś ulica Złota” to fraza z wiersza Wandy Karczewskiej „Powrót do Kalińca”. Złota była najważniejszą ulicą kaliskiej dzielnicy żydowską. Wydała się idealna jako tytuł cyklu spotkań. Chcieliśmy ocalać tych, którzy żyli tu przed nami, współtworzyli aurę miasta i dodawali mu szczególnego kolorytu. Przede wszystkim Żydów, którzy od stuleci mieszkali w Kaliszu i stanowili spory procent jego mieszkańców. Spektakl Włodzimierza Garsztki pt. „Świat unicestwiony”, który rozpoczął ten cykl, był w całości oparty na tekstach kaliszan: Wandy Karczewskiej, Henryka Grynberga, Tadeusza Petrykowskiego, Izabeli Fietkiewicz-Paszek i Teresy Rudowicz.

Najważniejszą imprezą z cyklu było spotkanie poświęcone Melanii Fogelbaum. O niej samej wiemy niewiele. Data urodzenia: 5 czerwca 1911. Pobyt w łódzkim getcie od lutego 1940 roku. Gruźlica. 1 Sierpnia 18 wywózka do Auschwitz-Birkenau i tego samego dnia śmierć w komorze gazowej.

Byłaby jedną z wielu biografii niczyich, liczbą w dokumentach i statystykach. Byłaby, gdyby nie zeszyty. Dwa cieniutkie zeszyciki znalezione w gruzach getta tuż po wyzwoleniu Łodzi, a w nich wiersze, pośpieszne zapiski, urwane zdania (wszystkie w języku polskim).Tyle zostało po Meli. Niezwykłe (świadczące o wielkim talencie, doskonałej orientacji poetyckiej i sprawności językowej autorki) świadectwo czterech ostatnich lat jej życia. [Aneta Kolańczyk]

Co jakiś czas w historii literatury okazuje się, że „Rękopisy nie płoną” – dokonujemy odkryć po latach, wskrzeszamy. Chyba najbardziej znany przypadek to losy  Rękopisu znalezionego w Saragossie. Ale dziś o odkryciu z czasów znacznie bliższych. Co nie znaczy, że bliskich.

Wojna – to już tyle lat, wydaje się tak dawno. (…) A jednak ciągle może się zdarzyć coś takiego jak książka, którą ostatnio dostałam od Leszka Żulińskiego. „Drzwi otwarte na nicość” Melanii Fogelbaum są ze mną od niedawna. To zbiór wierszy poetki, która z łódzkiego getta została wywieziona do Auschwitz i tam zginęła. Nigdy o niej nie słyszeliście? Ja wcześniej też… Ten zbiór to pierwsze pełne wydanie znalezionych w ruinach rękopisów (w 2004 r. wydano 24 wiersze). Wszystko to zdarzyło się dzięki kilku osobom – pani Zymler-Svantesson i Leonowi Kownerowi, którzy ocalili brulion, Leszkowi Żulińskiemu, który zaopiekował się skanami i wreszcie Zygmuntowi Markowi Piechockiemu, który rękopisy odczytał. A nie było to wcale proste. Gdy bierzemy książkę do ręki musimy pamiętać, że mamy do czynienia z brulionem, a nie zapisem gotowym do druku, zredagowanym. Na szczęście edytorzy oparli się pokusie wprowadzania zmian, poprawek, „szlifowania” tekstów. Piszę na szczęście, bo dzięki temu dostajemy tekst surowy, ale będący zapisem czasu, dokumentem. Świadectwem czasu okrutnego, ale zarazem noszącym wszelkie cechy utworu literackiego wysokiej próby. Myślę, że dodatkowym argumentem przemawiającym za pozostawieniem tych wierszy bez współczesnej redakcji był fakt, że wiedza o ich autorce jest zbyt skąpa i nie pozwala przez to na snucie przypuszczeń jak mogłaby przebiegać jej ewentualna praca nad tekstem. [Dorota Ryst]

Kaliskie wierszaria – dbajmy o Nieobecnych

W cyklu kaliskie wierszaria przywracamy pamięć o zmarłych twórcach. Wanda  Karczewska, Cezary Abramowicz, Edward Kupiszewski, Kazimierz Furman, Konstanty i Natalia Gałczyńscy, Władysław Broniewski, Rafał Wojaczek, Czesław Miłosz, wreszcie – patronka naszego festiwalu, Wanda Karczewska. I wielu wielu innych. Kaliskie wierszaria to nie tylko spotkania z twórczością Nieobecnych, ale rozmowy z ich krewnymi  (jak spotkanie z Marią Broniewską-Pijanowską, córką Władysława Broniewskiego) i przyjaciółmi (rozmowa z Lucyną Skompską o ostatnich latach życia Wandy Karczewskiej), badaczami twórczości (np. spotkania prof. Stanisława Beresia poświęcone Rafałowi Wojaczkowi i Czesławowi Miłoszowi, Tadeusza Olszewskiego – Emilowi Zegadłowiczowi, Karola Samsela – Wandzie Karczewskiej)

Marian Cezary Abramowicz to pisarz i poeta raczej nie znany szerszemu odbiorcy nawet tu, w Kaliszu, stąd pomysł, by w czerwcu 2012 roku, w 15 rocznicę śmierci poety spotkać się, poczytać jego wiersze, powspominać.

Ktoś powiedział: „Prawie przepraszał, że żył.” Wspomnień zachowało się wiele. Razem składają się na baśń o życiu cichym, spokojnym, bogobojnym, pogodnym. Jej bohaterem jest poeta o posturze wychudzonej, zdolnej do udźwignięcia tylko jednego rodzaju broni – liryki. Przy boku rycerza, rok po roku, w mrozie i spiekocie wiernie kroczy najsłodsza przyjaciółka – śmierć. Gdy choć trochę pozna się dzieje życia Mariana Cezarego Abramowicza (1934–1997), myśli samowolnie biegną ku św. Franciszkowi z Asyżu. Jak w przypadku wielu innych biogramów osób, które z szumu drzew i spojrzenia zwierząt uczyły się więcej niż z niejednej księgi, to skojarzenie wydaje się najtrafniejsze. Zmieniają się miejsca działania łaski, zasada pozostaje ta sama: od czasu do czasu wśród nas pojawia się człowiek pełen pokory wobec każdego stworzenia i odwiecznego porządku świata. W swoim szkicu o poecie i prozaiku Marianie Cezarym Abramowiczu sprzed kilku lat, zmieszczonym w tomie „Wieczna narzeczona” (Toruń 2003), Aneta Kolańczyk, napisała o biedaczynie z Białej Królikowskiej. I tak niech zostanie. W 15. rocznicę śmierci Stowarzyszenie Promocji Sztuki Łyżka Mleka wspominało w Kaliszu liryka, który na łąkach i w puszczy, w łacińskich nazwach kwiatów i nędzy ludzi potrafił zobaczyć raj. Pomiędzy W leśniczówce w Białej Królikowskiej w gminie Gizałki w powiecie pleszewskim, „w małym, drewnianym domku z ogródkiem”, Abramowicz spędził najwięcej swojego ziemskiego czasu. Bardzo wcześnie osierocony przez oboje rodziców, od lat młodości chory na gruźlicę płuc był częstym pacjentem szpitali i rekonwalescentem leśnych sanatoriów. Na liście jego leczniczych pobytów znalazły się m.in. słynne Sokołowsko (przed wojną Goerbersdorf nazywane śląskim Davos), podkaliska Wolica i „Staszycówka” w Ludwikowie. Melancholijny portret tej ostatniej miejscowości autor nakreślił w „Listach pod klepsydrą” (Poznań 2000): Sielska to stacyjka, tak jakby często nie bywała ostatnią stacją wielu ludzi. Ktoś przyjeżdża, wysiada, rozgląda się, wdrapuje się na sanatoryjną „czarodziejską górę” pełen nadziei i wyjeżdża stąd, ale już inna drogą, by ni wrócić tu nigdy. Wyjeżdża w trumnie. Coś, jakaś metafizyczna nuta grała w nim od dzieciństwa. Zdolny uczeń, nagrodzony stypendium PAX-u, ukończył warszawskie Liceum św. Augustyna. Z maturą wstąpił do salezjanów. Po ukończeniu nowicjatu w 1953 r. rozpoczął studia w Instytucie Filozofii i Psychologii prowadzonym przez zakonników w Woźniakowie koło Kutna. Nauki nie dokończył z powodu pogarszającego się stanu zdrowia. Wybrał ciszę i życie w leśniczówce. Leszek Żuliński, poeta i krytyk literacki, zaprzyjaźniony z Łyżką Mleka, podsumuje: – On się nie mieścił w żadnych regułach tego jazgotu artystycznego, literackiego, codziennego, jakiego my na co dzień już wtedy do- świadczyliśmy. Czarek był kimś innym. On miał nietypową biografię. On po pierwsze był tułaczem (…) Tak naprawdę Czarek chciał mieć poczucie ładu w tym wielkim świecie, ten ład był koloru zielonego, pachniał żywicą, dźwięczał śpiewem ptaków, szeleścił dębowymi liśćmi i chrzęścił pod nogami jak igliwie butwiejące jesienią w lasach [Anna Tabaka]

Wanda Karczewska, Edward Kupiszewski i Kazimierz Furman mają „swoje festiwale”. Kupiszewiada w Ostrołęce, FurmanKa w Gorzowie Wlkp. i nasz Ogólnopolski Festiwal Poetycki im. Wandy Karczewskiej w Kaliszu – doczekały się kilku edycji i zaznaczyły dość wyraźnie na literackiej mapie Polski.

Wraz z decyzją o wyborze patronki festiwalu, podjęliśmy się niejako misji „odzyskania Wandy”. Już na I Festiwalu (listopad 2011) udało się zebrać zarówno ludzi, którzy pamiętają Wandę (Bożena Szal-Truszkowska, Lucyna Skompska), jak i tych, którzy razem z nami poczuli, że warto jej pisarstwo na nowo odkryć (Leszek Żuliński, Kazimierz Rink i Karol Samsel). Na II Festiwalu dołączyły kolejne głosy o twórczości Wandy – Anna Tabaka, Jerzy Suchanek i Karol Maliszewski.  Na II Festiwalu pojawiła się pierwsza książka naszego cyklu „Powrót do Karczewskiej”: „Listy do Seweryna”. Kolejne to reedycja powieści „Odejście” (wraz z audiobookiem autorstwa Jerzego Szukalskiego) oraz „Spacer a alei parkowej” – poetycki testament Karczewskiej.

Kwerendy, redakcja i komentarze do kolejnych tomów to wielka praca dra Karola Samsela, pracownika naukowego Uniwersytetu Warszawskiego, członka honorowego Łyżki Mleka, którego całkowicie pochłonęły badania twórczości Karczewskiej, i którego nazywamy przyszywanym wnukiem Wandy.

(…) Myślę też o zapomnianej pisarce, Wandzie Karczewskiej, która stała się dla kaliskich poetów i ich sympatyków przewodniczką w emancypacji tego, co zepchnięte i wykluczone. Próba ponownego wrzucenia jej twórczości do obiegu unaoczniła mechanizmy funkcjonowania życia literackiego, zbyt machinalnie wykluczające to, co w porę nie zostało rozpoznane i wypromowane. (…)


Mój kontakt z „kaliskim fermentem” wiązał się z postacią Wandy Karczewskiej,  brałem udział w Ogólnopolskim Festiwalu Poetyckim jej imienia. Odbyło się już kilka edycji. Co roku wznawiana jest kolejna książka tej niesłusznie  zignorowanej przez historię literatury kaliszanki, towarzyszą jej nowe  omówienia i dyskusje, młodzież recytuje fragmenty utworów albo tworzy spektakle na podstawie jej książek. Mnie przypadła przyjemność przeczytania i swobodnego zinterpretowania powieści zatytułowanej „Głębokie źródła” (wydanej w 1973 roku). Początkowo miało być tylko wypełnienie polonistycznego obowiązku, lecz wkrótce dałem się porwać, czując dziwne pokrewieństwo z książką, co wypowiada świat i jednocześnie kontestuje warunki wypowiadania określane przez stereotypy, nawyki i uproszczenia. I na koniec wznosi się ponad te warunki, przekracza, przebija się przez uprzykrzoną mgłę i mlaszczące błoto. Pełnia ludzkich doświadczeń sprzęgła się niemal idealnie z perfekcją ambitnych poszukiwań artystycznych.

A więc w PRL-u i takie książki pisano. Takie, które swą strukturą mówią dobitnie, że literatura linearna i „poprawna” nie jest w stanie sprostać wewnętrznej szamotaninie i pogmatwaniu życia. Żeby dobrze oddać skomplikowaną i w gruncie rzeczy niedocieczoną prawdę, a wręcz cały szereg prawd i półprawd, trzeba rzucić na szalę wszystko, łącznie z ryzykiem niezrozumienia szaleńczej gry przeprowadzanej w onirycznej gorączce. Bo to dzieło z kategorii tych, co się otwierają i zaraz zamykają. Ufają literaturze i możliwości porozumienia, a jednocześnie porządkowi takiej komunikacji zaprzeczają. Na oczach czytelnika trwa neurotyczny proces odsłaniania wnętrza międzyludzkich powiązań, bada się je i naświetla, kawałek po kawałku, i zaraz przysłania, zaciemnia, jakby podważając sens całej procedury. Szkoda, że o Karczewskiej milczą podręczniki – inny kanon podsuwa się nam pod nos – i że w swoim czasie tego dzieła nie dojrzał Henryk Bereza, i oficjalnie nie uczynił z autorki prekursorki rewolucji artystycznej w prozie. Odkrycie tym bardziej cenne, że obecnie żadne wydawnictwo nie przyjęłoby tego do druku, tłumacząc się niemożnością wypromowania, sprzedania i osiągnięcia zysku. Dzisiaj Karczewska musiałaby wydać książkę za własne pieniądze gdzieś w Garwolinie i nie doczekałaby się przed śmiercią żadnej recenzji (nie tylko z powodu wstrętu do układów). 

Odnosi się w związku z tym przykre wrażenie dotyczące obecnej sytuacji ambitnej literatury. Czyżby PRL-owski cenzor miał mimo wszystko więcej dla niej serca niż dzisiejszy wydawca i piszący na jego zlecenie krytyk? Jednak jakiś poziom obowiązywał. Przy okazji walki z nieprawomyślnością dostawało się szmirze i tandecie. Mówiąc inaczej, w owych mitycznych czasach traktowano literaturę poważnie i ona też owej powagi wymagań mogła być pewna; czy nie na tym opierały się jej pomysłowość, rozmach, finezja, a może nawet geniusz? Tak, geniusz. Same wielkie słowa przychodzą na myśl po porównaniu z tym, co dzisiaj cedzi się przez marketingowe sito, a następnie grubą, błyszczącą warstwą odkłada na księgarskich półkach. Proszę, jakie to paradoksalne myśli mogą człowiekowi przyjść do głowy na tych prowincjonalnych festiwalach. O jakiej prowincji mowa, o jakim cieniu, skoro stoimy w pełnym blasku, będąc gdzieś blisko istotnych, poruszających do głębi działań? [Karol Maliszewski] (fragmenty artykułu dwutygdnik.com)

Na stronie internetowej łyżki gromadzimy swoiste miscellanea – głosy o Karczewskiej, artykuły, recenzje, eseje, relacje-materiały z paneli dyskusyjnych, koncertów, spektakli, wieczorów Wandy, interpretacje utworów pisarki, a także utwory powstałe z inspiracji jej twórczością.

Czytania rocznicowe

W cyklu czytania rocznicowe co miesiąc wspominamy zmarłych twórców, czytamy ich utwory, prowadzimy także warsztaty literackie dla młodzieży w ramach programu „z kulturą przeciw wykluczeniu”. Warsztatami zajmują się przede wszystkim Aneta Kolańczyk i Beata Wicenciak, ale i tu możemy liczyć na Magdę Krytkowską, Beatę Patrycję Klary, Dorotę Ryst, Leszka Żulińskiego czy Karola Samsela. Spotkaliśmy się już 20 razy w Filii nr 7 Miejskiej Biblioteki im. A. Asnyka. Od początku opiekę nad kolejnymi czytaniami sprawuje żeńskie trio w składzie: Maria Florczak, Aneta Lipińska i Stefania Wodzińska. Ale ten cykl jest szczególny: na pomysł czytań wpadła Beata Patrycja Klary, zaraziła swoją ideą koleżanki i kolegów po piórze z wielu miast w Polsce i na świecie. I tak od ponad dwóch lat w wyznaczonym dniu, o wyznaczonej godzinie wielbiciele literatury spotykają się, by czytać. Czytają nie tylko tych znanych (Norwid, Iwaszkiewicz, Świrszczyńska czy Poświatowska), ale i tych, którzy istnieją na obrzeżach literatury, nieznani albo zapomniani: Ratoń, Bruno-Milczewski, Babiński, Furman.

Bardzo prosty pomysł, a jaki piękny! I łatwy do realizacji. W zalewie kultury masowej – na wagę złota. Pomysłodawczyni Beata P. Klary zachęca do czytania. To nic nie kosztuje. Czytać można w bibliotekach, domach kultury, pubach, kawiarniach, szkołach, na dworcach, na skwerach, na strychach, przy pomnikach – wszędzie. A co najważniejsze – czytać może każdy! [Leszek Żuliński]

Konkursowo

Przeprowadziliśmy 14 konkursów literackich, dbając nie tylko o godne uwagi nagrody, ale i o profesjonalne jury. I tak np. w jury Kaliskiego Konkursu Recytatorskiego w 100-lecie urodzin W. Karczewskiej zasiadała Maria Broniewska-Pijanowska, aktorka filmowa i teatralna, córka Władysława Broniewskiego, w jury III Kaliskiego Konkursu Literackiego Na Jednej Ziemi – Bożena Umińska-Keff, poetka, eseistka, badaczka literatury w Żydowskim Instytucie Historycznym im. E. Ringelbluma, w Jury Konkursu Filmowego Dla Młodzieży Na Clip Do Wiersza kaliskiego – prezenter telewizyjny, Wojciech Pijanowski. W jury Turnieju Jednego Wiersza im. Wandy Karczewskiej za każdym razem zasiada laureat Turnieju z poprzedniego roku wraz z głównymi gośćmi festiwalu. Byli więc jurorami m.in. Wojciech Kass, Mirka Szychowiak, Jerzy Suchanek, Tadeusz Olszewski – a w 2015 Janusz Drzewucki i Radosław Wiśniewski. W Turnieju organizowanym niejako „przy” Festiwalu im. Wandy Karczewskiej oprócz nagród finansowych wręczamy zwycięzcy statuetkę – niepowtarzalną, co rok projektowaną i wykonywaną przez kaliskiego artystę, Włodzimierza Ćwira. Marzy nam się, że z czasem stanie się ona w środowisku literackim cenną i pożądaną nagrodą. Na ile to zmienne jury turniejowe pozwala na docenienie różnych, odległych dykcji – świadczy lista zdobywców statuetek: Karol Samsel (2011), Beata Patrycja Klary (2012), Barbara Janas-Dudek (2013), Andrzej Szaflicki (2014)

Z rekordowym odzewem spotkał się Kaliski Konkurs na Utwór Literacki dla Dzieci, na który napłynęło 1049 prac z Polski, a także m.in. ze Szwecji, Belgii, Holandii, Niemiec, Irlandii, Francji, Kanady i Australii.

Wykłady, prelekcje, dyskusje

Zorganizowaliśmy ponad 30 prelekcji, wykładów i dyskusji z udziałem znawców literatury, historii i historii literatury, a także regionalistów; naszymi gośćmi byli m.in. Stanisław Bereś, Karol Samsel, Karol Maliszewski, Wojciech Kass czy Leszek Żuliński.

Jeśli o literaturze w Kaliszu i Kalisz w literaturze – trudno o ciekawszy i cenniejszy głos niż Aneta Kolańczyk, której „kaliską gorączkę” najlepiej opisać jej własnymi słowami: Mieszkam w Kaliszu, mieście moich przodków, które przez lata kształtowali Żydzi i Rosjanie. Może z tego powodu stoję między światami i z takim samym zachwytem chłonę judaizm i prawosławie. Może z tego powodu również mentalnie czuję się dziewiętnastowieczna. Nie pasuję do dzisiaj, więc chętniej patrzę za siebie i tam szukam swojego miejsca. Kolejnym łyżkowym skarbem, niezastąpioną specjalistką od historii Kalisza, jest Anna Tabaka – dziennikarka, absolwentka historii sztuki, regionalistka, autorka niezliczonej ilości artykułów popularyzujących historię Kalisza i regionu. Poproszona o biogram, odpisała: Najistotniejszy dla mojej biografii jest fakt, że urodziłam się poza czasem. Im dłużej żyję, tym świadomiej godzę się na ten los. Nie wiem, czy to błąd natury czy dar. Konsekwencje bywają okrutne lub zabawne. Bo nie nadążam ani za rówieśnikami (bo nie chcę), ani za tymi, co za mną (bo to niemożliwe). Właśnie dlatego wielu rzeczy nie rozumiem i ciągle się dziwię. Jeśli usłyszę ciekawą historię, to muszą ją opisać. Tak zostałam zaprogramowana. Holderlin pisał coś o promieniu światła w chwili narodzin (pamiętam z „Madame” Libery) i ja się z nim zgadzam. Nic więcej nie mam na swoją obronę.

Sztuki wizualne

Za nami 12 wystaw artystów malarzy, grafików i fotografików. Zaczęło się od Ogólnopolskiej Konferencji o Ekfrazie w Gołuchowie w maju 2011 r. i (pomiędzy wykładami i poezją) – prezentacją prac Andrzeja Sznejweisa (który wraca po 5 latach wystawą pt. „Zamiast wierszy” na V Festiwalu), a przerodziło w regularne wystawy i rozmowy z artystami w kolejnych edycjach festiwalu. Pokazaliśmy obrazy m.in. Andrzeja Olczyka, Sary Filipiak czy Lucyny Kaczmarkiewicz, fotografie Majki Kuczary, ceramikę Edyty Fietkiewicz – każdą wystawę łączymy z rozmową z artystą i z multimedialnym pokazem jego dzieł. Warto odnotować współpracę z Rafałem Babczyńskim czy młodziutkimi artystami, Pawłem Baśnikiem i Olą Dunaj, którzy zilustrowali wydawane przez Łyżkę książki.

Szczególnym artystą jest dla nas Krzysztof Schodowski, malarz, rysownik i poeta, współautor m.in. książki poetyckiej „AltissimumAbiectum” (2012) stworzonej z Karolem Samselem. Krzysztof jest autorem ilustracji do książek serii wydawniczej pt. „Powrót do Karczewskiej”.

Teatr

Łyżka Mleka to także teatr. Zaprezentowaliśmy 10 spektakli, profesjonalnych (jak „7 źdźbeł, Zibn grozn fun di grozn”, spektakl na podst. poezji Arona Suckewera w opracowaniu i wykonaniu Adrianny Janoty i Anny Rozenfeld), jak i tworzonych przy zaangażowaniu amatorów, w tym młodzieży (jak spektakl „Powrót do Kalińca”, „Wojaczek, Plath” czy „Nazywam się Iben Rasmussen”). Dzięki naszym łyżkowym kolegom, Maciejowi Michalskiemu, Włodzimierzowi Garsztce i Jurkowi Szukalskiemu, udają się niezwykłe przedsięwzięcia. Przeniesienie listów Wandy Karczewskiej czy jej powieści „Odejście” na scenę przerosłoby niejednego profesjonalistę.

Jeszcze poważniejsze wyzwanie, czyli spektakl, który wystawiamy w tym roku na festiwalu, to „Nowe Wyzwolenie” wg Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wystawienia – siłami amatorów! – jednej z najtrudniejszych sztuk Witkacego podjął się Maciej Michalski (doktor nauk humanistycznych, absolwent studiów na wydziale aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie, od lat prowadzi teatr „TAM 2” i młodzieżowe koło teatralne; autor kilkunastu publikacji z dziedziny kultury; reżyser wielu przedstawień, także w teatrach zawodowych).

Na papierze

Wydaliśmy ponad 50 arkuszy i pocztówek literackich (jako druki ulotne) opracowanych i wykonanych (podobnie jak wszystkie plakaty i zaproszenia) przez Tomka Paszka i niżej podpisaną oraz 12 książek, o których redakcję i skład dba Bogdan Zdanowicz, w tym 5 almanachów podsumowujących kolejne sezony Łyżki, 3 tomy (a także audiobook) w serii „Powrót do Karczewskiej” (pod redakcją Karola Samsela, z ilustracjami Krzysztofa Schodowskiego) – naszym najważniejszym wydawniczym projekcie przywracającym czytelnikom twórczość wybitej pisarki związanej z Kaliszem („Listy do Seweryna”, „Odejście” oraz „Spacer w alei parkowej”), 4 książki w serii Biblioteka Łyżki Mleka: tom wierszy „Slajdy” Anny Baśnik, opowiadania „Rok z poezją” Andrzeja Tylczyńskiego, „Szczenię” – zbiór próz Teresy Rudowicz (Anety Kolańczyk) oraz tomik wierszy „Szuflada świętej Anny” Magdy Krytkowskiej. Wsparliśmy finansowo i objęliśmy patronatem m.in. unikatowy tom erotyków pt. „Wrzosy” Emila Zegadłowicza i zbiór esejów Tadeusza Olszewskiego pt. „Między przełomami. O literaturze ostatniej dekady PRL-u”, obie książki wydane przez warszawski Anagram.

Pomagamy

Regularnie organizujemy i włączamy się w akcje charytatywne wspierające potrzebujących. Tradycja dość poważna, zważywszy, że taka akcja towarzyszyła pierwszej imprezie Łyżki Mleka, w 2010 r. – wieczorowi „Tango”. W kolejnych latach organizowaliśmy „Kolędowanie na rzecz Domu Życia”, „czytanie dla Piotra Mierzwy”, „czytanie dla Romka Knappa”, „czytanie dla Kubusia” i in. Zawsze udaje się zebrać trochę pieniędzy, czasem to znaczne kwoty, czasem symbolicznie, jednak nawet wtedy dzieje się coś ważnego, coś ponad finansowym wymiarem.

Patronujemy

Obejmujemy patronatem oraz występujemy jako partner wielu działań, m.in. ogólnopolskiej „Grupy Literycznej na Kreche” (rozdajemy „krechowe” pocztówki i przeprowadzamy literacko-plastyczne warsztaty z młodzieżą, zakończone wydrukiem ich „antywalentynkowych” kartek). Wspieramy pokazy mody młodego projektanta, Luisa Bukovsky’ego (Patryka Marciniaka), od 2 lat patronujemy autorskiemu programowi pt. „z kulturą przeciw wykluczeniu”, realizowanemu przez członkinie stowarzyszenia w Zespole Szkół Techniczno-Elektronicznych w Kaliszu. W ramach tego programy odbyło się juz kilkadziesiąt wydarzeń – od wyjść na wystawy do BWA, przez warsztaty, po udział młodzieży w Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Ulicznych La Strada.

Z innymi

Jak wielkim kapitałem są dobre relacje z ludźmi tworzącymi instytucje o podobnych celach, nie trzeba nikogo w świecie klastrów i konsorcjów przekonywać. Od początku współpracujemy z instytucjami kultury (Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu, Zamek w Gołuchowie czy Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu), z pokrewnymi organizacjami (jak Stowarzyszenie Salon Literacki z siedzibą w Warszawie, Port Literacki w Chorzowie czy Zaułek Wydawniczy Pomyłka w Szczecinie) oraz ze środowiskami artystycznymi w innych miastach. Organizujemy prezentacje „w terenie” (m.in. w Warszawie, Sieradzu, Warcie, Liskowie, Koźminku), bierzemy także udział zarówno w imprezach kaliskich (Festiwal Smaków, Święto ulicy Niecałej i in.), jak i „wyjazdowych” (Święto Saskiej Kępy czy prezentacja „Listów do Seweryna” w Muzeum Literatury w Warszawie). Współpracujemy z Elżbietą Piszczorowicz-Mondrą, twórczynią projektu pt. Wirtualne Muzeum Rodziny Wiłkomirskich „KALISZ WIŁKOMIRSKICH”. Jesteśmy jako stowarzyszenie sygnatariuszami listu intencyjnego o podjęciu wspólnego przedsięwzięcia mającego na celu zachowanie dziedzictwa narodowego tej niespotykanej w dziejach światowej muzyki rodziny.

Stowarzyszenie stara się być widoczne poza „własnym podwórkiem”. I słyszalne. Trzy audycje w programie Joanny Sikorzanki w Radiu Łódź czy audycja w Programie Drugim Polskiego Radia pozwoliły nam na moment zaistnieć w eterze. O stałą obecność stowarzyszenia na falach kaliskiego Radia Centrum skutecznie dba niezawodna Beata Wicenciak. Zapowiedzi większych imprez pojawiają się dzięki Danusi Synkiewicz w Radiu Merkury.

Festiwale

Stworzyliśmy kilka dużych ogólnopolskich imprez, w tym wspomnianą Ogólnopolską Konferencję o Ekfrazie czy Festiwal Działań Artystycznych im. Marii Konopnickiej, a przede wszystkim Ogólnopolski Festiwal Poetycki im. Wandy. Karczewskiej, który ma w tym roku piątą edycję i rozrósł się do trzydniowego święta literatury, sztuk plastycznych, muzyki i teatru.

Ale o tych imprezach, szczególnie o naszym corocznym listopadowym święcie sztuki, należałoby napisać osobny artykuł.

Izabela Fietkiewicz-Paszek

12 października 2015

ps. Oprócz wyrazów wdzięczności dla wymienionych wyżej z nazwiska chciałabym szczególnie mocno podziękować kilku członkiniom i członkom stowarzyszenia: Edycie Fietkiewicz, Antoniemu Kolańczykowi, Annie Ordon, Nince Radomskiej, Cezarowi Sikorskiemu, Danusi Szukalskiej i naszej Prezes – Beacie Dąbrowskiej. Oraz wszystkim gościom i przyjaciołom, którzy nas wspierają. Bez Was nie byłoby tych 5 lat.

 

GŁOSY PRZYJACIÓŁ

przyjazne miejsce z bardzo pozytywnym klimatem

Łyżkę Mleka znam jeszcze z czasu, kiedy… wcale ich nie było. Byli ludzie, ale nie było stowarzyszenia, festiwalu, prac badawczych poświęconych Wandzie Karczewskiej i Kaliszowi. Byli jednak, jak wspomniałem, ludzie, którzy zdradzali objawy szczególnej aktywności. Najpierw była to dobra poezja, potem nieśmiałe próby organizacji imprez, w końcu duże wydarzenie  połączone z całoroczną aktywnością. Jest to w moim przekonaniu najciekawsze zjawisko w tej części Polski, do tego ulokowane w centrum potężnego trójkąta Poznań – Łódź – Wrocław. Jak się okazuje, między tymi trzema ośrodkami, mającymi decydujący wpływ na polską współczesność poetycką, udało się zmieścić zjawisko niezależne, alternatywne, niepodobne do innych. Jeśli dodać, że skala i rozmach działań niewiele ustępują wymienionej trójce, zaczyna się rysować pełny obraz.

To było bardziej oficjalnie, a prywatnie: to bardzo przyjazne miejsce z bardzo pozytywnym klimatem. Niech będzie – mikroklimatem, jeśli wziąć pod uwagę jego nietypowość. Bardzo lubię tam jeździć i z przyjemnością przyglądam się ewolucji zjawiska. Tegoroczny festiwal jest wciąż przed nami, więc kto może – niech przekona się sam.

Sławomir Patek

potoczyło się jak lawina

Dla mnie aktywność Łyżki Mleka jest ewenementem. Zaczęło się wszystko kilka lat temu w Gołuchowie – Wieczorem Tango. A potem potoczyło się jak lawina. Kalisz miał swoją ciekawą tradycję literacką, a w naszych czasach – swoich poetów. Nie był więc pustynią, jednak nie był też „metropolią literacką”. Czy teraz jest? Owszem, na mapie obecnych eventów literackich stał się ważnym punktem, przyciągającym twórców z całej Polski.

Koronna impreza, zainicjowana przez Łyżkę Mleka, czyli Festiwal Poetycki im. Wandy Karczewskiej, ma świetną markę, dobrą aurę i solidny poziom. Moim zdaniem jest w ścisłej czołówce tego typu imprez. Ale kiedy co roku wracamy z festiwalu do swoich miast, życie literackie w Kaliszu nie gaśnie. Jesteśmy tam zapraszani na indywidualne spotkania autorskie, a prezentacje kaliskich autorów są tu oczywistością. Czyli życie literackie nie dzieje tam się od święta, tylko na co dzień. A do ogólnopolskiego życia literackiego zostały z Kalisza „wyeksportowane” co najmniej dwie znane już świetnie poetki – Iza Fietkiewicz-Paszek i Teresa Rudowicz. Będące zresztą liderkami tego wszystkiego, co powyżej.

Ja niemal zadomowiłem się w Kaliszu. Jeżdżę tam z ochotą i uniesieniem, bo to jedno z najpiękniejszych miast w Polsce. Z duszą i aurą. O fascynującej historii. I zdecydowanie wolę kaliski łyk mleka niż kieliszek wódki. Zostałem zresztą „honorowym członkiem” Łyżki i od tamtej pory staram się sprostać po raz pierwszy w życiu słowom noblesse oblige

Leszek Żuliński

 

utopiona w łyżce mleka

Trzy lata temu zostałam zaproszona do Muzeum Władysława Broniewskiego w Warszawie na wieczór autorski dwóch poetek – Barbary Janas-Dudek i Teresy Rudowicz. Nic nie wiedziałam o tych poetkach, nie wiedziałam, że istnieje Stowarzyszenie Łyżka Mleka. Z zainteresowaniem przyglądałam się młodym, miłym kobietom.

Zaczęły czytać swoje wiersze, najpierw Teresa, po niej Basia. Słuchałam z uwagą. Podobały mi się. Pomyślałam, że chciałabym Panie bliżej poznać. Po udanym wieczorze podeszłam do nich. Dowiedziałam się, że w Kaliszu będzie Festiwal Poezji, zapytałam więc, czy mnie zaproszą. I stało się. Zaprosiły!

Nie jestem poetką, jestem tylko osłuchana z poezją z racji mojego zawodu (aktorka) i ojczyma Władysława Broniewskiego. Pojechałam do Kalisza. Tam dowiedziałam się o Łyżce Mleka. Poznałam wielu przemiłych ludzi, dowiedziałam się także, że Teresa Rudowicz to pseudonim artystyczny Anety Kolańczyk. Poproszono mnie, abym opowiedziała o Władysławie Broniewskim.

Od tego czasu Kalisz stał się dla mnie miejscem, do którego wracam co roku na Festiwal Poezji. Zawsze jest dla mnie wielką radością spotkanie z przyjaciółmi (chyba mogę tak powiedzieć). Zostałam utopiona w łyżce mleka i jest mi z tym bardzo dobrze.

Kochani, życzę powodzenia

Maria Broniewska-Pijanowska

 

Kalisz zakwita w listopadzie

Wanda Karczewska, pisarka za życia niedoceniana, a wkrótce po śmierci niemal całkowicie zapomniana, zapewne nie przypuszczała, że jej twórczość doczeka prawdziwego renesansu i że stanie się to za sprawą dwóch poetek z Kalisza, miasta dzieciństwa i wczesnej młodości autorki „Odejścia”.

W 2011 roku kaliskie Stowarzyszenie Promocji Sztuki Łyżka Mleka zorganizowało I Ogólnopolski Festiwal Poetycki im. Wandy Karczewskiej. (…) kameralne z początku przedsięwzięcie szybko przekształciło się w rzeczywiście ogólnopolskie święto poezji, którego program z roku na rok stawał się pełniejszy i bogatszy, dalece wykraczając poza zwyczajowe ramy podobnych imprez. W Kaliszu bowiem nie tylko wygłasza się referaty o poezji, nie tylko czyta się i recytuje wiersze. Na równych z poezją prawach „dzieją się” tu wydarzenia teatralne, których opiekunem, dobrym duchem i twórcą jest Jerzy Szukalski. Programu dopełniają koncerty oraz wystawy malarstwa czy też fotografii artystycznej.

Dla mnie festiwal kaliski ma szczególny, osobisty wymiar. Od wielu, wielu lat zajmuję się twórczością Emila Zegadłowicza. W 2013 roku przygotowałem do druku zbiór Zegadłowiczowskich erotyków „Wrzosy”, książki o tyle niezwykłej, że po raz pierwszy wydanej w roku 1935 w bibliofilskim nakładzie pięciu egzemplarzy z zastrzeżeniem, iż może ona być udostępniona szerokiej publiczności dopiero po upływie pięćdziesięciu lat. Na współczesną edycję „Wrzosów” namówiłem wydawnictwo Anagram. Ale zgoda wydawcy to nie wszystko. Potrzebne były środki finansowe. Prośbę o wsparcie skierowałem do kilku ewentualnych sponsorów. Odpowiedziała tylko Łyżka Mleka. Wkrótce potem Aneta Kolańczyk i Iza Fietkiewicz-Paszek pojawiły się w moim warszawskim mieszkaniu, żeby uzgodnić zasady współpracy. Miało być konkretnie, krótko i oficjalnie. Owszem, było konkretnie, ale szybko przestało być oficjalnie. Niespodziewanie zadziała niezwykła chemia. Po kilkugodzinnej rozmowie rozstawaliśmy się jak starzy przyjaciele. Kilka miesięcy później przyjechałem do Kalisza z gotowymi „Wrzosami” i świeżo wydanym tomikiem własnych wierszy „Owoc tarniny”. Tak więc na III Festiwalu im. Wandy Karczewskiej erotyki Zegadłowicza narodziły się po raz drugi.

Wkrótce potem po raz kolejny doświadczyliśmy – ja i wydawnictwo Anagram – pomocy ze strony Łyżki Mleka. Dotacja stowarzyszenia umożliwiła bowiem wydanie mojej książki krytycznej „Między przełomami. O literaturze ostatniej dekady PRL-u”. Zaprezentuję ją na tegorocznym festiwalu. Przywiozę do Kalisza również swoje „Daty i blizny” – tomik, który ukazał się na początku października br. Fakt, iż będzie miał on swoją premierę na jubileuszowym, V Festiwalu im. Wandy Karczewskiej, traktuję jako istotne wyróżnienie. Kalisz bowiem stał się ważnym i wysoko cenionym punktem na mapie polskiej poezji. (…) Dziękuję także w imieniu tych wszystkich poetów, którzy od pięciu lat, coraz liczniej i z coraz większą radością przyjeżdżają do starego grodu nad Prosną, by na kilka listopadowych dni zmienić prozaiczną codzienność w barwną paletę wierszy.

Tadeusz Olszewski