Rozmowa z rówieśnikiem z ul. Widok 12

Teresa Rudowicz, o wierszu „Rozmowa z rówieśnikiem z ulicy Widok 12″

Nie płosz dzieciństwa, niech drzemie – pisała Wanda Karczewska w wierszu  Odwiedziny, wchodzącym w skład zbioru Powrót do Kalińca.

Arkadyjski Kaliniec, sen dzieciństwa i wczesnej młodości Marii Dąbrowskiej, miasto o najpiękniejszych nocach i dniach to symbol domu, bezpieczeństwa, stałości. Kolasa Barbary Niechcic odjeżdża z płonącego Kalińca w sierpniu 1914 roku. W tym samym momencie kończy się kaliski epizod Dąbrowskiej. Po ucieczce z bombardowanego miasta rodzina pisarki nigdy już tu nie wróci.

Bronisława i Józef Karczewscy z pięcioletnią Wandą przyjeżdżają do Kalisza w 1918 roku. To zupełnie inne miasto. Arkadia ma rysy, pęknięcia, blizny. Pozostaje jednak snem dzieciństwa, które choć „drzemie” gotowe jest w każdej chwili obudzić się intensywnością wrażeń, doznań, wspomnień. Wanda Karczewska spędzi tu trzynaście lat. W 1931 roku wyjeżdża z Kalisza na studia do Warszawy i Poznania (studiowała filologię klasyczną i dziennikarstwo). Później pojawia się już tylko okazjonalnie. Jesienią 1939 roku, ścigana przez gestapo za artykuły o polskości Gdańska wraca na krótko do rodzinnego domu, szukając w nim schronienia i bezpieczeństwa. Ta ważna data ma ścisły związek z aresztowaniem matki i brata poetki i ich śmiercią, za którą do końca czuje się winna.

Rodzina Karczewskiej była od pokoleń kaliska. Ona sama przyszła na świat w Wieliczce, 5 grudnia 1913 r., tylko dlatego, że jej ojciec, Józef, w obawie przed wcieleniem do carskiego wojska, szukał schronienia w zaborze austriackim. Do domu wrócili po pięcioletniej tułaczce i zamieszkali w kamienicy przy ulicy Widok 12.

Była to dzielnica warsztatów rzemieślniczych (na Widoku był między innymi stelmach, stolarz i kilku szewców). Ojciec Wandy – kowal z zamiłowania i pasji – wykonywał w swojej kuźni okucia i balustrady, które zdobiły kaliskie budynki. Prawdopodobnie w 1922 r. Karczewscy przeprowadzili się do kamienicy na Nowym Świecie, a tę przy Widoku nabył, po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, Jan Miklaszewski i otworzył sklep z manufakturą. Jego rodzina mieszka tam do dzisiaj. Wspominają Wandę Karczewską, która odwiedziła ich podczas pobytu w Kaliszu ( prawdopodobnie było to w roku1988, wtedy otrzymała Nagrodę i Honorowe Obywatelstwo miasta Kalisza, wyróżnienie to zbiegło się z jubileuszem 55-lecia twórczości literackiej).

Podwórze kamienicy graniczyło z najstarszą  kaliską nekropolią – cmentarzem ewangelickim, zwanym luterską górką. Dziś nie ma już bruku i jeżdżących wozów, ale charakter ulicy pozostał jak również fragmenty pięknych żelaznych wsporników, wykonanych z dużym prawdopodobieństwem przez Józefa Karczewskiego.

Mieszkańcem kamienicy przy ulicy Widok 12 był też Icek, bohater wiersza Rozmowa z rówieśnikiem z ulicy Widok 12. Żydowski chłopiec, towarzysz dziecięcych zabaw, jest symbolem dawnego świata, symbolem, powtarzając za Marią Dąbrowską, czasu oswojonego.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej Żydzi stanowili prawie 1/3 mieszkańców Kalisza. Byli stale obecni, podobnie jak Rosjanie i Niemcy, których, ze względu na położenie miasta przy granicy dwóch zaborów, mieszkał w Kaliszu spory procent. Żyli obok siebie całymi latami, po sąsiedzku, razem. Wspólnie dźwigali miasto z ruin po tragicznym sierpniu 1914 roku. Wspólnie –  do września 1939 roku.  Los kaliskich Żydów był taki sam jak w innych częściach kraju. Zaraz na początku okupacji umieszczono ich w klasztorze oo. Bernardynów, a następnie przeniesiono do Hali Targowej Braci Szrajer na Rynku Dekerta, gdzie urządzono obóz przejściowy (Auffanglager).

Od listopada 1939 roku rozpoczęto wysiedlanie do Generalnej Guberni, stamtąd do obozów zagłady. Do 1941 r. wywieziono ok. 15 tysięcy Żydów. Ogółem wyekspediowano 10 pociągów z 15.862 Żydami. Jak podaje Halina Marcinkowska –  (2 grudnia wysłano 2 składy do Lublina i Sandomierza, 6 grudnia – 2 składy do Kałuszyna i Łukowa, 11 grudnia – 2 składy skierowano do Sarnak i Sokołowa Podlaskiego, 12 grudnia – 1 skład do Węgrowa, 13 grudnia –  1 skład do Łosic, 14 grudnia – 2 składy do Rzeszowa i Krakowa). Dnia 15 grudnia Niemcy zlikwidowali Dom Starców mieszczący się przy ul. Stawiszyńskiej a jego podopiecznych wywieźli do Baczek k/Łochowa. W hali targowej pozostało 1312 Żydów, których wywieziono 23 stycznia 1940r. do Koźminka do obozu pracy.

W 1941 r. utworzono w Kaliszu getto dla ludności żydowskiej, która jeszcze pozostała w mieście. Getto mieściło się na terenie wyznaczonym przez ulice Targową, Złotą, Szopena i Wodną. Przebywało w nim kilkaset osób. Ludność getta pracowała w warsztatach rzemieślniczych, miejscowych przedsiębiorstwach i przy porządkowaniu miasta. W dniach 27-28 i 30 listopada 1940r. wielu chorych ze szpitala zostało zabranych do zapieczętowanych, czarnych ciężarówek – komór gazowych. Uśmiercono w nich 270 starców i chorych. Ostateczna likwidacja getta nastąpiła w lipcu 1942 r. nielicznych pozostałych mieszkańców wywieziono do getta w Łodzi.

Wiersz Rozmowa z rówieśnikiem z ulicy Widok 12 napisała Karczewska w 1986 r., dziewięć lat przed śmiercią. Mniej więcej z tego okresu pochodzą i inne wiersze jak choćby Rozmowa nocą i Druga rozmowa nocą, w których zatracona w nicnieważności wszystkiego / poza bólem / czując już tylko walenie tętna / w ostatnią zaporę między życiem / a nieistnieniem (…) [Rozmowa nocą] „rozmawia” poetka ze zmarłymi: matką i bratem spalonymi w krematorium obozu Auschwitz-Birkenau, z ojcem wymęczonym ciężką chorobą. Musi to robić aż wyboli siebie / wpisze do łysego dna / [tamże].

Zmarli zdają się być jedynym towarzystwem. To świadomy wybór. Ci, którzy ją znali, mówią, że raczej stroniła od ludzi, osobna, introwertyczna, nie zabiegała ani o rozgłos, ani o powodzenie i sławę, zamknięta w swojej samotności i wspomnieniach

Stąd powroty do rodzinnego domu. Najpierw do kamienicy przy Widoku, później przy Nowym Świecie. Do dźwięku młotów w ojcowskiej kuźni, owocowych drzew, parku, ulicy Złotej pachnącej śledziami i gotowanym bobem [Powrót do Klińca], ślepego Abramka i Icka, dwunastoletniego chłopca w przykusym chałatku / w bawełnianych pończochach / z którym zjeżdżaliśmy razem /  po poręczy schodów [Rozmowa z rówieśnikiem z ulicy Widok 12]

Wspomnienia towarzysza dziecięcych zabaw obarczone są pytaniem: Gdzie jesteś / jaki dym uniósł cię w niebo / z jakich kominów – Treblinki / czy Oświęcimia.

Można snuć przypuszczenia, że skoro Icek był kaleką (jakeś ty wtedy dostał się pod koła / że okaleczony na zawsze / mogłeś już tylko półleżąc (…) patrzeć na nas ) wyjechał jednym z pierwszych składów. Być może już 2 grudnia 1939 r. Do Sandomierza czy do Lublina? Stamtąd do Majdanka, Sobiboru, Bełżca? Może kolejnym do Sokołowa Podlaskiego, stamtąd do Treblinki czy jeszcze kolejnym do Krakowa i  dalej do Birkenau. Każda hipoteza jest wiarygodna.

Powiedz mi skąd przychodzisz – zapisuje Karczewska po latach. Zaklina i prosi. Na wszystko / na pamięć białej myszy (…), na wróbla ze złamanym skrzydłem (…), gorajki palonej na kartoflisku za domem, chudych zadków wypiętych / w stronę twego okna / gdy klęcząc na murze cmentarnym / podglądaliśmy „ kacapskie” pogrzeby.

Tu znów plączą się ślady. Niewyraźne każą się jedynie domyślać. Mur cmentarny dzielił podwórko od cmentarza ewangelickiego, na którym, właśnie w tej części, są groby Rosjan. Jest ich niewiele i głównie sprzed I wojny światowej. Kilka można „dopasować” do wspomnień Karczewskiej, choć trudno ustalić jednoznacznie czy ich pogrzeby były w obrządku prawosławnym czy raczej byli to Rosjanie – ewangelicy. Mogło być i tak, że osoby z małżeństw mieszanych chowano w grobowcach rodzinnych małżonki lub małżonka. Wtedy „kacapski” pogrzeb był prawdopodobny i w międzywojniu. W Kaliszu jest także cmentarz prawosławny leżący na trasie wędrówki z ulicy Nowy Świat na Widok. Pewne jest, że Karczewska odwiedzała Icka także po przeprowadzce do nowego domu. Icek miał 12 lat i był rówieśnikiem poetki, co wyraźnie podkreśla w tytule. Mogła więc po drodze do niego, razem z innymi dziećmi wdrapać się na mur cmentarza prawosławnego od strony ulicy Górnośląskiej, wtedy rzeczywiście chude zadki były wypięte w stronę ulicy Widok, ale nie były widoczne dla Icka. Mały żydowski chłopiec, który po wypadku mógł tylko z okna patrzeć na podwórze i tylko przez nie kontaktować się z bawiącymi się tam dziećmi, widział tylko jeden cmentarny mur, reszta była poza zasięgiem wzroku.

Ale jak mówi sama Karczewska w rozmowie z Bożeną Szal: No, jeśli szperacz-czytelnik znajdzie w którejś z moich książek „coś kaliskiego” (…) to może powinien by wiedzieć, że dzieje się to tak, jakby pisarz zanurzył dłoń w stercie gliny i wybierał z niej to, co mu jest potrzebne dla podbudowania problematyki: przeżycie, uczucie silnie czy charakterystycznie związane z przywołanym konkretem, które opalizuje w pamięci, co stwarza niepowtarzalną aurę wynikającą z klimatu emocjonalnego łączącego się z tym właśnie wydarzeniem. Aurę prawdziwości przy tym (…)

Wspomnienia nakładają się na siebie. Po tylu latach trudno o szczegóły, choć te brzmią wiarygodnie, świeżo, jak choćby wielkanocne pisanki zamieniane cichaczem na macę, tałes twego tate i jego majufes / mruczane co szabat.

Wielka Nieznana Przestrzeń – tak nazywa Karczewska owo pośmiertne TAM. Oswaja je, chce żeby było, powtarzając za Leśmianem, kubek w kubek kaliskie, pachnące dymem z ogniska i pieczonymi kartoflami, z krzakami jeżyn jak u nas  na skraju miasta / na osypiskach za szpitalem Weyganda / gdzieśmy biegali ptasie gniazda podglądać / płoszyć w wądołach jaszczurki-zwinki / smyrgające spod stóp jak iskry zielone.

W czasie I wojny światowej i w pierwszych latach powojennych zakaźnie chorzy leczeni byli w domu położonym na zachodnich peryferiach miasta (obecnie osiedle Kaliniec). Szpital Weyganda był filią Szpitala św. Trójcy. Miał wydzielone 2 sale dla chorych na tyfus plamisty, 1 salę na tyfus brzuszny i 1 salę obserwacyjną. W sąsiednim budynku leczono chorych na szkarlatynę (2 sale).

Tadeusz Pniewski, wieloletni przyjaciel Wandy Karczewskiej, we wspomnieniowej książce Kalisz z oddali, pisze: Nie próżnował też szpital zakaźny mieszczący się w domu Weyganda,, bowiem choroby zakaźne szerzyły się w tych latach zastraszająco, do czego walnie przyczyniały się niezwykle prymitywne warunki życia, brak kanalizacji, niski poziom oświaty sanitarnej. Raz po raz któryś z towarzyszy mych zabaw z ulicy Lipowej trafiał do Weyganda i jeśli w ogóle stamtąd wracał, to najczęściej z ogoloną głową.

Być może TAM we wspólnym niebie dla dzieci Żydów i gojów, siedzący u stóp mojego Boga i twojego Jahwe, Icek czeka na słodkie kosztele potajemnie zrywane z księżego sadu. To ważne wspomnienie pojawia się jeszcze raz w wierszu Głos wilgi razem z gimnazjum Sióstr Nazaretanek, które kończyła Karczewska i martwą myszą wsuniętą w kieszeń habitu / Siostry w klasztornej Kalinieckiej szkole [Głos wilgi]

O ile TU na ziemi istniejemy naprawdę, o tyle TAM nic nie jest pewne. Być może wszystko zaczyna się i kończy tutaj. Być może jedyną wiecznością jest wieczność ziemska, na którą wpisuje Karczewska imię ICEK. Wielkimi literami, świadoma, że to może być jedyny sposób na ocalenie pamięci, postaci, Kalińca, do którego powracała. Do końca.

Teresa Rudowicz

tekst ukazał się na łamach kwartalnika sZAFa w ramach prezentacji „Wanda Karczewska”, grudzień 2011

————————————————————————————————————————-

ROZMOWA Z RÓWIEŚNIKIEM Z ULICY WIDOK 12

(z tomu „Powrót do Klińca”, Towarzystwo Miłośników Kalisza, 1988)

Gdzie jesteś

jaki dym uniósł cię w niebo

z jakich kominów – Treblinki

czy Oświęcimia

W jakim lesie

długo jeszcze nad wami drgała

krwią nasączona ziemia

Mały dwunastoletni chłopcze

w przykusym chałatku

w białych bawełnianych pończochach

z którym zjeżdżaliśmy razem

po poręczach schodów

czepiali się wozów pędzących z górki

i zeskakując rozbijaliśmy sobie kolana

o bruk kostropaty

Jakeś ty wtedy dostał się pod koła

że okaleczony na zawsze

mogłeś już tylko półleżąc

przy oknie od podwórza patrzeć na nas

i wołać chodźcie tu ja was proszę

tu się bawcie

niech mi się zdaje że jestem z wami

że jeszcze trochę żyję

Powiedz mi

teraz ja cię proszę na wszystko

na pamięć białej myszy którą ci dałam

żebyś miała coś swojego

na wróbla ze złamanym skrzydłem

abyś nie był sam i miał z kim gadać

gdy my goniliśmy po łęgach nad rzeką

proszę

na pamięć gorajki palonej na kartoflisku

za domem

i naszych chudych zadków wypiętych

w stronę twego okna

gdy klęcząc na murze cmentarnym

podglądaliśmy „kacapskie” pogrzeby

Mów

jak cię mam jeszcze błagać

na wspomnienie wielkanocnych pisanek

zamienianych z tobą cichaczem na macę

na tałes twego tate i jego majufes

mruczane co szabat

Powiedz skąd przychodzisz

i patrzysz na mnie oczami rzewnymi

jak u psa wiernego

dokąd mnie wzywasz

Czy tam w Wielkiej Nieznanej Przestrzeni

gdzie przebywasz teraz

jest wspólne niebo dla dzieci Żydów i gojów

czy pachnie choć trochę dymem z ogniska

i pieczonymi kartoflami

Czy kwitną kolczaste jeżyny

jak u nas na skraju miasta

na osypiskach za szpitalem Weyganda

gdzieśmy biegali ptasie gniazda podglądać

płoszyć w wądołach jaszczurki-zwinki

smyrgające spod stóp jak iskry zielone

I czy jest tam mój Bóg i twój – Jahwe

i pozwala ci siedzieć u swoich stóp i czekać

aż ja tam przyjdę by ci przynieść

jabłka zielone z księżego sadu

słodkie kosztele które tak bardzo lubiłeś

Jeśli nie to…

zaklinam cię odezwij się

gdzie twoje ostatnie tchnienie

pomiędzy jakie planety poniósł wiatr kosmiczny

Czy jest tam coś więcej

prócz odłączonych od nas ciał astralnych

krążących w ciągłej wędrówce

pomiędzy Orionem a Krzyżem Południa

bo wszystko zaczyna się kończy tutaj

a my jesteśmy o tyle o ile tu istniejemy

gdzie twoje imię

I C E K

Wpisuję na wieczność ziemską

Bo innej może wcale nie ma – –

1986

posłuchaj wiersza w wykonaniu Beaty Dąbrowskiej