Rozmowa z umarłymi

Beata Patrycja Klary, Życie w cieniu śmierci (o wierszu „Rozmowa z umarłymi” Wandy Karczewskiej)

And death shall have no dominion (A śmierć władać nie będzie)

[Dylan Thomas]

Kiedy wybuchła II woja światowa – Wanda Karczewska była już po literackim debiucie i miała 26 lat. Dorosła kobieta, jak wszyscy z jej pokolenia, stanęła nagle w obliczu niewyobrażalnego. W Oświęcimiu straciła – matkę, w Brzezince – brata. Takie doświadczenie nie mogło nie wywrzeć na młodej pisarce piętna. Śmierć zagościła jako jeden z ważniejszych tematów jej pisania – czego przykładem jest choćby Rozmowa z umarłymi z tomu będącego wyborem jej wierszy – Powrót do Kalińca. W tym swoistym mini poemacie o polifonicznym charakterze nie chodzi jednak wcale o przesadne udramatyzowanie doświadczenia wojny, czasu dymów i prochów Oświęcimia. Raczej o upamiętnienie rzeczywistego istnienia poetki, która miała za sobą doświadczeń ciężkich brzemię. Oto naprawdę żyje się tylko poprzez pamięć o innych, poprzez komunikację z przodkami, z tymi, którzy odeszli, a jednak paradoksalnie nadal są: jak mamy odejść skoro w tobie jesteśmy / w komórkach mózgu / w kroplach twej własnej krwi. Na człowieka składa się cykl jego własnych przeżyć jak i losów ludzi, z którymi się zetknął. Jest to niczym innym jak przeżywaniem świata, miłości, nienawiści, buntu i rozpaczy na wspólnej płaszczyźnie. Płaszczyźnie dzieciństwa i młodości, do których w Rozmowie z umarłymi Karczewska powraca.

Celowo przywołałam na wstępie słowa Dylana Thomasa – rówieśnika Karczewskiej (zaledwie o rok młodszego poety), który w swoisty sposób wadził się ze śmiercią, czyniąc z tego własny poetycki świat. Owe klimaty Dylana i Karczewskiej w jakiś dziwny sposób są sobie tożsame. Doświadczenie śmierci jest dla tych poetów rodzajem roztopienia się w nicości, choć tak długo  powstrzymywanym, jak długo świat będzie trwać w słowie, póki nie zniszczy nas pleśń biblioteczna, jak długo będzie ktoś pamiętał. Rozmowa z umarłymi jest rodzajem sztuki na głosy. Osobowości ludzkie: matka, brat, przyjaciele z dzieciństwa ogniskują się w głosach ciemności, w mroku świata i mroku podświadomości poetki. Dzięki tej rozmowie następuje rodzaj jedni – przezwyciężenia grozy jaką niesie ze sobą śmierć.

W bezprzestrzeni, o której mówi poetka, są wszyscy. Wszelkie wspólne doświadczenia przejęła na siebie ta, która przeżyła: jabłonki z lat chłopięcych, piłkę szmaciankę, tornister, wędki, pantofelki pierwsze na koturnach, udręki miłosne. Ona niosła to przez swoje życie jako najcenniejsze doświadczenie. Jako swój prabyt przed tym co nastało później: To wszystko z nas jest w tobie […] gdy wystygało już ciepło ciał naszych / i chłód nastawał w wyziębionych domach / ostrość kolczastych spojrzeń. Nawet krzewy żałoby po zamordowanych składały się na osobowość Karczewskiej. Tym bardziej wiersz ten nabiera znaczenia. Autobiograficzna literatura powrotu w tym przypadku istnieje na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony mówi o sytuacji autorki w chwili pisania, a z drugiej o tym, czego pragnie, czym musi ona powracać. Materia, którą żywi się pamięć autorki jest zapisem minionych lat – to są rzeczy i zjawiska dla czasu przeszłego tak charakterystyczne. Natomiast kondycja w chwili pisania jest jednoznacznie określona: Mówię – odejdźcie już zmęczonam wami. Stygmat wojny, utraty, a jednocześnie ocalenia to ogromny bagaż dla 68-letniej Karczewskiej (wiersz datowany jest na 1981 rok). Poetka wychodzi jednak z tego obciążenia poprzez metafizykę bytu. Przez zbiór doświadczeń pojedynczych ludzi, całej grupy, wszystkich znajomych, w wyobraźni autorki – jak w tyglu –  powstają nowe byty: Istnienia oddzielone od nas / byty z niebytu powołane. To kognitywistyczne odwołanie uzasadnia zainteresowanie poetki wyobraźnią, snem na jawie, świadomością zbiorową i samoświadomością. Celowo przywołuje ona bezprzestrzeń, podświadomość, zwielokrotnienie wizerunków. Pojawia się w związku z tym rodzaj misji: kwitnęłaś nami rosłaś owocowałaś. Stanowiła przedłużenie, kontynuację bytów wcześniejszych, powołując przy tym do życia nowe światy. Powrót poetki do przeszłości nie mógł obejść się bez SŁOWA, które niczym Hermes pośredniczy między Karczewską dawna a obecną. Organicznie odczuwany ból: osty cierpienia, ciernie, przedzgonna męka w kroplach śmiertelnego potu, łagodzi tylko świadomość przetrwania w słowie, w książce, a bibliotece, na gościńcach świata. A gdy pada kardynalne pytanie: Więc jakże nigdy nie zapomnieć, odpowiedź może być tylko jedna: Nigdy.

Beata Patrycja Klary

tekst ukazał się na łamach kwartalnika sZAFa w ramach prezentacji „Wanda Karczewska”, grudzień 2011 oraz w kwartalniku Migotania nr 3/4 (32/33) 2011

Beata Patrycja Klary

Wydała poetyckie tomy  „Szczekanie głodnych psów” (2010), „Imaginacje” (2006) oraz „Witraże” (2005), a także dwa arkusze „Schną koniczyny” (2007) i „Nokturny intymne” (2008). Stypendystka Prezydenta Miasta Gorzowa w dziedzinie literatury. Laureatka wielu konkursów poetyckich i prozatorskich. Najnowsze książki: „Zabawa w chowanego” (2011) i „De-klaracje” (2012). http://beataklary.w.interia.pl/ 

——————————————————————————————————————–

ROZMOWA Z UMARŁYMI

(z tomu „Powrót do Klińca”, Towarzystwo Miłośników Kalisza, 1988)

Bożenie Szalównie

Zdawało mi się – umilkną kiedyś w nas

młode brzęczyki śmiechu

rozpierzchną się dmuchawce urzeczenia

urodą świata

róża pamięci chwil miłosnych

zetli się i rozsypie

spopieli wreszcie czas – doświadczeń

ciężkich brzemię Stępią się w Słowach

kolce bólu wbite w pochmurne niebo

lat młodzieńczych

i nade wszystko – wiatr rozwieje

dymy i prochy Oświęcimia

Lecz nie – to wszystko trwa

oni wciąż idą za mną

umarli i żyjący gdzieś tam w bezprzestrzeni

nie zapomniani nigdy

Mówię – odejdźcie już zmęczonam wami

Odpowiadają patrząc ciągle na mnie

oczyma wciąż szeroko otwartymi

– jak mamy odejść skoro w tobie jesteśmy

w komórkach mózgu

w kroplach twej własnej krwi

Wszystko z nas przecież wzięłaś

jabłonki lat chłopięcych

na które się wspinałaś razem z nami

aby zielone jabłka zrywać doświadczenia

do krwi zdzierając sobie stopy i kolana

promyk warkoczy wstążkę białą splamioną

atramentem

piłkę szmaciankę i tornister chłopackie wędki

bryzgi rówieśnych w stawach za cegielnią

i jazgarzyki śmiechu śmigające zwinnie

po szaro-burej rzece pomiędzy łęgami

naszych chłopięcych lat

I pantofelki pierwsze na koturnach

wystukujące rytm zalotnie po Starym Mieście

w wąskich uliczkach dziewczęcej młodości

zdyszany bieg w ciemnościach sadów

ucieczki przed rękami łakomych chłopców

udręki miłosne

Szale za fiakrem rozwiane romantycznie

niczym chorągwie na powiewach wiatru

pierwsze dorosłe kapelusze z szerokim rondem

także zabrałaś i zamknęłaś w sobie

nasze tonięcia później w Czarcich Dołkach

gdyśmy dławili w sobie miłości dziecięce

te jeszcze prawie nieświadome siebie

a już brukane nieraz przez Dorosłych

i zabijali rozpacz po zbyt wczesnych

opłakiwanych potem

Venicreatorach

To wszystko z nas jest w tobie

gazety milczkiem czytane przy lampach naftowych

gasnące fajki w pół ogłuchłej ciszy

gdy wystygało już ciepło ciał naszych

i chłód nastawał w wyziębionych domach

ostrość kolczastych spojrzeń

bruzdy ust zaciętych osty cierpienia

i bólu ciernie

nawet przedzgonna męka w kroplach śmiertelnego

potu na czołach

krzewy żałoby po zamordowanych

braciach i siostrach matkach naszych

Wszystko w pamięci swojej przechowałaś

jak ziemia ziarno gromadzi jesienią

na przyszłe zbiory

kwiknęłaś nami rosłaś owocowałaś

fugami odejść

zwielokrotnieniem wizerunków naszych

głębokich źródeł ciemnymi blaskami

W nie są wpisane cząstki losów naszych

uczuć i myśli

przeistoczone w tyglu wyobraźni twojej

w inne Istnienia oddzielone od nas

byty z niebytu powołane

a jednak z drobin naszych ciał powstałe

Więc jakże odejść mamy z twej pamięci

chyba razem z tobą.

Bo my będziemy trwać dłużej niż ty sama

by się przechadzać po gościńcach światła

póki nie zniszczy nas pleśń biblioteczna

lub błysk rakiety

–  Więc jakże nigdy nigdy nie zapomnieć

ni we śnie ni na jawie?

– Nigdy

1981